Dzisiaj poranek
przypominał mi pierwsze dni wakacji w szkole podstawowej. Rano rześko i
pogodnie, słońce już zaczyna przygrzewać zapowiadając upalny dzień a ja po
bułki do piekarni na Grunwaldzkiej. Z ortalionową siatką o rączkach ze skakanki
i skajową portmonetką mamy.
Tylko tutaj wróble
nie ćwierkały i nie pachniało akacjami jak na Niecałej.
Po zakończeniu
akcji „Jeddah” chyba będę musiał oddać laptoka to serwisu bo grzeje się jak
porąbany. Myślę, że w środku wszystko zawalone pyłem na amen jak moje płuca.
Filipińce
opowiadają, że na ich campie chlanie produkuje się na bieżąco. Z racji, że
większość zajmuje się instalacją rur i hydrauliki dobrze wiedzą jak zbudować
destylarnię i prodkują masowo coś co się nazywa sadiki i ma 85-87%. Ponoć kopie
tak, że na drugi dzień kolana się trzęsą.
Suchar dnia –
spodobał mi się:
Policjant
patroluje brzeg jeziora bardzo popularnego pośród wędkarzy. Napotyka pewnego
gościa, który ma w wiadrach pełno ryb. Prosi o legitymację wędkarską a gość
odpowiada:
- Panie władzo,
to są udomowione rybki. Ja je normalnie trzymam w domu tylko co wieczór biorę w
wiaderka i przynoszę tu do jeziora żeby sobie popływały.
- Tak? A jak
pan to robi, że one wracają do tych wiaderek?
- Normalnie,
gwizdam i same wskakują.
- Co mi pan za
bzdury wciska. Piszemy mandacik.
- Ależ panie
władzo, klnę się, że nie kłamię! Zaraz panu udowodnię jeśli pan chce?
- Tak? to
proszę bardzo, chętnie to zobaczę.
Facet wziął
wiadra, wpuścił ryby do wody, stanął i czeka. Po chwili gliniarz nie wytrzymał
i spytał:
- No i co?
- Co i co?
- No gdzie te
ryby?
- Jakie ryby?


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz