poniedziałek, 21 marca 2016

27.10.2015



Pochmurny ranek. Kierowca rano przywitał mnie: „Morning Sir! Very Icy weather, very Icy! Go take jacket, gloves. Very Icy” Pomyślałem, że jest co najmniej -2 na dworze, ale spojrzałem na termometr i pokazał 32 na plusie. Tyle, że chmury i to wsio. Ponoć jutro ma być jeszcze chłodniej i 33 stopnie to maksymalna temperatura jaka ma się pojawić na termometrach jutro w ciągu dnia.

Część mieszkalna budowlanego campu jest zamknięta w godzinach pracy i wchodzi się oraz wychodzi tylko na przepustkę. Podczas przerw otwierają bramy i można normalnie przechodzić. Poza przerwami tylko przez główną bramę i na przepustkę. Chciałem se iść do sklepu kupić doładowanie do telefonu i się odbiłem od furtki.

Dzisiaj się trochę napocę. Muszę pomierzyć z natury cały obiekt, żeby zobaczyć gdzie fuck-up bo się rury nie schodzą.  No i moskity mnie pewnie zeżrą. Dzisiaj jest pochmurno i ponoć tną jak głupie.

Sok ze świeżo wyciśniętych pomarańczy kosztuje u mnie w hotelu 50 SAR. Prawie 10 funtów za szklankę soku! Ja pierdziu! Dobrze, że nie muszę za to płacić bo by mi przestał smakować.

Stacje benzynowe – paliwa mają dwa 91 i 95 oktan. Nie wiem gdzie się tankuje diesle bo nie widziałem jak dotąd dystrybutora ropy. Benzyna 91 kosztuje 0,45 SAR. Żyć nie umierać.

Mimo, że używamy cyfr arabskich, ich są niby takie same ale inne. 1 i 9 wyglądają tak samo, ale już 5 wygląda jak 0, 0 wygląda jak kropka, 4 wygląda jak odwrócone 3, 6 jak 7 itp. Po co to ktoś kiedyś pomieszał, skoro i tak zdecydowaliśmy się używać cyfr arabskich?

Ciekaw jestem co będę mówił pod koniec pobytu. Na razie uważam, że z taką życzliwością ze strony obcych mi ludzi nie spotkałem się jak dotąd w Europie.

Menu na środę – pałki kurczaka a chrupiącej panierce, trochę jak KFC ale smaczniejsze. Do tego sosik taki czarny jak u chińczyka i warzywka. Zupka taka ciekawa, z młodej kapusty na kurzym bulionie, w smaku słodkawa. Trochę jak kompot. Bardzo dobra. Dzisiaj w tej ich marynowanej kapuście trafiłem na coś tak ostrego, że myślałem, że mi oczy wypłyną. Gardło się zatkało, łzy w oczach i kuniec. Nic nie idzie zrobić. Na szczęście popiłem zupką i przeszło. Zatoki za to dobrze wyczyszczone.


Kible na budowie. No to już wiem, że następnym razem mam się wysikać przed opuszczeniem biura albo zawiązać Wacka na supeł. O rany boskie! Płaski zbiornik na  kilka tysięcy litrów. Wchodzi się na niego schodkami. Na górze jest parawanik i dziury w podłodze w które się leje. A pod nogami  tysiące litrów parujących na upale szczochów. Mało się nie porzygałem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz