Pochmurny
ranek. Kierowca rano przywitał mnie: „Morning Sir! Very Icy weather,
very Icy! Go take jacket, gloves.
Very Icy” Pomyślałem, że jest co najmniej -2 na dworze, ale spojrzałem na
termometr i pokazał 32 na plusie. Tyle, że chmury i to wsio. Ponoć jutro ma być
jeszcze chłodniej i 33 stopnie to maksymalna temperatura jaka ma się pojawić na
termometrach jutro w ciągu dnia.
Część
mieszkalna budowlanego campu jest zamknięta w godzinach pracy i wchodzi się oraz wychodzi
tylko na przepustkę. Podczas przerw otwierają bramy i można normalnie
przechodzić. Poza przerwami tylko przez główną bramę i na przepustkę. Chciałem
se iść do sklepu kupić doładowanie do telefonu i się odbiłem od furtki.
Dzisiaj się
trochę napocę. Muszę pomierzyć z natury cały obiekt, żeby zobaczyć gdzie
fuck-up bo się rury nie schodzą. No i
moskity mnie pewnie zeżrą. Dzisiaj jest pochmurno i ponoć tną jak głupie.
Sok ze świeżo
wyciśniętych pomarańczy kosztuje u mnie w hotelu 50 SAR. Prawie 10 funtów za
szklankę soku! Ja pierdziu! Dobrze, że nie muszę za to płacić bo by mi przestał
smakować.
Stacje
benzynowe – paliwa mają dwa 91 i 95 oktan. Nie wiem gdzie się tankuje diesle bo
nie widziałem jak dotąd dystrybutora ropy. Benzyna 91 kosztuje 0,45 SAR. Żyć
nie umierać.
Mimo, że
używamy cyfr arabskich, ich są niby takie same ale inne. 1 i 9 wyglądają tak
samo, ale już 5 wygląda jak 0, 0 wygląda jak kropka, 4 wygląda jak odwrócone 3,
6 jak 7 itp. Po co to ktoś kiedyś pomieszał, skoro i tak zdecydowaliśmy się
używać cyfr arabskich?
Ciekaw jestem
co będę mówił pod koniec pobytu. Na razie uważam, że z taką życzliwością ze
strony obcych mi ludzi nie spotkałem się jak dotąd w Europie.
Menu na środę –
pałki kurczaka a chrupiącej panierce, trochę jak KFC ale smaczniejsze. Do tego
sosik taki czarny jak u chińczyka i warzywka. Zupka taka ciekawa, z młodej
kapusty na kurzym bulionie, w smaku słodkawa. Trochę jak kompot. Bardzo dobra.
Dzisiaj w tej ich marynowanej kapuście trafiłem na coś tak ostrego, że
myślałem, że mi oczy wypłyną. Gardło się zatkało, łzy w oczach i kuniec. Nic
nie idzie zrobić. Na szczęście popiłem zupką i przeszło. Zatoki za to dobrze
wyczyszczone.
Kible na
budowie. No to już wiem, że następnym razem mam się wysikać przed opuszczeniem
biura albo zawiązać Wacka na supeł. O rany boskie! Płaski zbiornik na kilka tysięcy litrów. Wchodzi się na niego
schodkami. Na górze jest parawanik i dziury w podłodze w które się leje. A pod
nogami tysiące litrów parujących na
upale szczochów. Mało się nie porzygałem.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz