wtorek, 22 marca 2016

19.11.2015

Po raz pierwszy chyba nie wiem co napisać. Myślami jestem już w drodze. Już pakuję, już odliczam, planuję o której zejść na śniadanie, na którą budzik.

Na budowie Filipińczycy żegnali się ze mną jakby dobry wujek z Ameryki wyjeżdżał i miał nie wrócić. Utwierdzam się tylko w przekonaniu, że to najbardziej sympatyczna nacja jaką poznałem na świecie.

Znowu mnie pobolewa łeb. Ale to chyba przez to, że mi klimatyzator cały czas na czoło dmucha.

Firma do tej pory pracowała jak muchy w smole, luz i tumiwisizm a teraz, kiedy mam stąd zjechać, nagle się z wszystkim obudzili. Ale teraz to ja mam wbite i ja mam tumiwisizm. Tyle czekało, to poczeka jeszcze tydzień.

Po tym lekkim deszczyku przedwczoraj część Jeddah była zalana tak, że ulicami płynęły rzeki i to takie na 2 metry głębokie a w nich płynęły samochody. Jak oglądałem zdjęcia, nie mogłem uwierzyć. W niektórych miejscach jeziora stoją do teraz. Dziwne. Woda nie wsiąka w piach? Nie wyparowuje przy 30 stopniach? U nas (w Polsce) w dwie godziny po burzy, jeśli tylko wyjdzie słońce, nie ma śladu po deszczu. W Anglii zresztą też, jeśli wyjdzie słońce. Jeśli...



Obiadek? A dostałem dzisiaj tortillę a w niej łososia z sosem jogurtowym i warzywkami. Bardzo dobre. Dobrałem sobie do tego trochę koreańskiego ryżu i ichnich warzywek. Jedne były na słodkawo a drugie na kwaskowo-ostro. Jak zwykle palce lizać. Na szczęście nie było nic tak ostrego jak wczoraj, żeby mi flaki zjarało.


A po wczorajszym seansie z Kryspinem mięśnie brzucha mnie bolą. Uśmiałem się jak po zielsku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz