Po raz pierwszy
chyba nie wiem co napisać. Myślami jestem już w drodze. Już pakuję, już
odliczam, planuję o której zejść na śniadanie, na którą budzik.
Na budowie
Filipińczycy żegnali się ze mną jakby dobry wujek z Ameryki wyjeżdżał i miał
nie wrócić. Utwierdzam się tylko w przekonaniu, że to najbardziej sympatyczna
nacja jaką poznałem na świecie.
Znowu mnie
pobolewa łeb. Ale to chyba przez to, że mi klimatyzator cały czas na czoło
dmucha.
Firma do tej
pory pracowała jak muchy w smole, luz i tumiwisizm a teraz, kiedy mam stąd
zjechać, nagle się z wszystkim obudzili. Ale teraz to ja mam wbite i ja mam
tumiwisizm. Tyle czekało, to poczeka jeszcze tydzień.
Po tym lekkim
deszczyku przedwczoraj część Jeddah była zalana tak, że ulicami płynęły rzeki i
to takie na 2 metry głębokie a w nich płynęły samochody. Jak oglądałem zdjęcia,
nie mogłem uwierzyć. W niektórych miejscach jeziora stoją do teraz. Dziwne.
Woda nie wsiąka w piach? Nie wyparowuje przy 30 stopniach? U nas (w Polsce) w
dwie godziny po burzy, jeśli tylko wyjdzie słońce, nie ma śladu po deszczu. W
Anglii zresztą też, jeśli wyjdzie słońce. Jeśli...
Obiadek? A
dostałem dzisiaj tortillę a w niej łososia z sosem jogurtowym i warzywkami.
Bardzo dobre. Dobrałem sobie do tego trochę koreańskiego ryżu i ichnich
warzywek. Jedne były na słodkawo a drugie na kwaskowo-ostro. Jak zwykle palce
lizać. Na szczęście nie było nic tak ostrego jak wczoraj, żeby mi flaki
zjarało.
A po
wczorajszym seansie z Kryspinem mięśnie brzucha mnie bolą. Uśmiałem się jak po
zielsku.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz