Poniższe, to nie żart, to nie bujda. To czysta prawda i zbieg okoliczności.
Poniedziałek przywitał nas uroczyście, jako początek tygodnia BHP. Zakład
pracy, wysprzątany, płoty pomalowane, flagi wyprane i nowiutkie banery na
płotach. Rano apel dla całej załogi (blisko 500 osób na jednej zmianie) z
megafonem i lokalną muzyką. Potem przemarsz wszystkich dookoła zakładu ze
sztandarami, banerami, chorągiewkami i wykrzykiwanie jakichś haseł (domyślam
się, że BHP). Mieszanka Pierwszego Maja i 22-ego Lipca za PRL. Wszyscy
pracownicy dostali wydrukowane z jakimiś tekstami trójkątne kartoniki, które za
pomocą agrafki musieli sobie przypiąć do piersi. Większość obnosiła się z dumą
tymi tekturkami a mi się to kojarzyło z oznakowywaniem ludzi w obozach koncentracyjnych.
W porze lunchu odbył się pokaz możliwości miejscowej brygady strażackiej i krótka
pogadanka przy wozie strażackim. Zgaduję, że pogadanka dotyczyła przepisów
przeciwpożarowych.
Absolutnie abstrahuję tutaj od całkowitej kondycji zakładu w
kwestii BHP, która w zachodnim tego skrótu znaczeniu, tutaj nie istnieje.
Natomiast już we wtorek, krótko po godzinie dziewiątej mieliśmy pożar w
spawalni, w wyniku którego w/w spłonęła w stopniu doszczętnym a poważniejszym obrażeniom
uległo dwóch pracowników, których karetka na sygnale wywiozła poza zakład w
kierunku nieznanym.
Z okazji tygodnia BHP, postawiono na zakładzie karetkę z objazdowym punktem honorowego krwiodawstwa. Nie wiem, co obiecali pracownikom za honorowe oddawanie krwi, czy
banana, czy lunch, ale widocznie nie zadziałało, bo do godziny 15-ej
widziałem jednego chętnego.
Chłopina, wzrostu dwunastolatka i takiej też wagi.
Pod warunkiem oczywiście, że dwunastolatek ów byłby koczującym w buszu
Senegalczykiem.
Dumny, z wielką pompą i przy wtórze oklasków wszedł do karetki,
aby oddać krew. Przypuszczam, że został wybrany jako „ochotnik” spośród załogi i
miała to być pokuta za wcześniejsze przewinienia. Nie wiem, ile oni mu tej krwi
utoczyli. Być może to była jego ostatnia krew. W każdym razie, nieszczęśnik ów
po wyjściu z karetki, uśmiechnął się niewyraźnie, zatoczył i zemdlał. Upadając
uderzył głową w betonowy bloczek i karetka na sygnale musiała po raz kolejny
dzisiaj wywieźć pracownika poza bramę zakładu.
Jeśli tak wyglądają tygodnie BHP w Indiach, to cieszę się, że trwają tylko
tydzień w roku inaczej mogłyby się okazać bardziej skuteczne niż dżuma i
malaria. Strach pomyśleć, że dzisiaj dopiero wtorek.
