Obudziłem się o 4.30. Jest progres. Początek dnia bez przygód. Może z tą
różnicą, że dziś po raz pierwszy od mojego przyjazdu tutaj jest słonecznie. Do
tej pory niebo zasnute było cały czas chmurami.
Miasto Pune położone jest ponad 600 metrów n.p.m. i powietrze tutaj jest
dość specyficzne. Świeże, rześkie mimo temperatury i cały czas powiewa lekki,
orzeźwiający wiaterek. Jak dotąd.
Być może, przez położenie mają tu bardzo miękką wodę. Wystarczy spojrzeć na
mydło i już można spłukiwać je z siebie przez 10 minut.
Przed chwilą dowiedziałem się, że mówią tutaj w języku Marathi, bo to
przecież jest stan Maharasztra. Najzabawniejsze było to, z jakim oburzeniem mi
to gościu tłumaczył. Jak mogłem nie wiedzieć i pomylić jego język z Hindi?! A
ja tylko poprosiłem go o wodę w Hindi. Żeby było zabawniej słowo woda w tych
dwóch językach różni się jedną literą. A wymowa dla mnie brzmi identycznie.
W drodze do domu widzieliśmy jak auto walnęło człowieka. Ponoć tutaj to nic
nadzwyczajnego. Widok raczej nieprzyjemny. Chłopaczek przechodził na zielonym
świetle, na pasach a samochód skręcający w prawo wjechał w niego jakby go tam w
ogóle nie było. Prędkość nieduża, ale chłopaczek i tak poleciał jak kukiełka na
kilka metrów. Kierowca wysiadł, obejrzał zniszczenia auta, opierniczył
chłopaczka i pojechał. Młodzian rozmasowując gnaty podniósł się i utykając
poszedł dalej. Co za kraj!
Nasz indyjski pomagier i przewodnik ma na imię Vishal. Nie wiem, czemu
utkwiło mi w głowie, że ma na imię Vanish i cały czas tak na niego wołałem. On
nie oponował, reagował grzecznie na zawołanie aż ktoś trzeci zwrócił mi uwagę,
że to jednak nie jest wywabiacz plam tylko Vishal. Ale, do czego zmierzam…
Vishal opowiedział nam dzisiaj, dlaczego przy drogach stoi tyle wraków spalonych aut. „Tyle” nie oznacza pięciu czy piętnastu na odcinku od hotelu do fabryki. To są setki aut. Czasem całe parkingi spalonych wraków. Otóż w Nowy Rok odbywa się tu regularna wojna między kastami. Jedni świętują nadejście nowego roku a drudzy im to uprzykrzają obrzucając ich domostwa kamieniami podpalając auta. Zwykle gdzieś popołudniu przeradza się to w konkretne zamieszki i przenosi na ulice, gdzie auta podpalane są jak popadnie. Nieważne, do kogo należy i z jakiej kasty ten ktoś się wywodzi, auto zostaje podpalone i już. Pokojowe państwo ludzi miłujących wszystkie istoty żywe. Aha.







