Zasnąłem wczoraj jakoś po 22 a obudziłem się o 2.30 i tyle było spania na
dzisiaj. Nie udało mi się zasnąć do samego rana.
Po śniadaniu składającym się z
owocków i mocnej jak kopnięcie konia kawy, podjechał po nas 7-mio osobowy
samochodzik marki nieznanej, który zawiózł nas na budowę. Powiem tak, jazda po
Arabii była przeżyciem, ale to, co się dzieje na drogach tutaj to rekord
świata. Podróż trwała równą godzinę a po drodze nie zobaczyłem nic oprócz syfu
brudu i śmieci. Aha i jeszcze kilka razy zajrzało mi w oczy coś zimnego i bardzo
kościstego. Przypuszczam, że to śmierć. Na razie mój zachwyt Indiami określam,
jako umiarkowany. Może to się zmieni na lepsze z czasem, nie wiem. A może na
gorsze. Bronią się urodą kobiet i jedzeniem.
W ekipie na budowie mam jednego autochtona, jednego Filipińczyka i jednego
Szwajcara. Po pierwszych paru godzinach mogę powiedzieć, że jest nieźle. Na
budowie panuje ogólna „olaboga”. Zasady BHP nie obowiązują. Każdy robi, jak
uważa. No i oczywiście syf przez duże S.
Pierwszy lunch u Hindusów. Nie robi już specjalnego wrażenia, po pobycie w
Arabii Saudyjskiej czy stołowaniu się w koreańskiej kantynie. Żarcie indyjskie
zdecydowanie mi smakuje, więc zjadłem z apetytem, pomimo że mordę paliło.
Natomiast to, co uderza, to brud. Nie dziwię się, że tak wszędzie trąbią o
chorobach możliwych do złapania tutaj, skoro nie przestrzega się elementarnej
higieny. Przy panujących tutaj temperaturach, cywilizacje mikrobów mają lepsze
warunki do rozwoju niż zcrackowane Simsy.
No i jeszcze jedno warto nadmienić: wygląd tego jedzenia. Lokalesom, nie
robi różnicy. A, dla przykładu, kurczak wygląda jakby go przez niszczarkę do
dokumentów przepchnąć przed upieczeniem. W jedzeniu pełno jest pokruszonych
kości, chrzęści i bliżej nieokreślonych części kurzego truchła, które przed
masakrą mogły być wnętrznościami.
Smakuje dobrze, więc mnie nie rusza, ale
wiem, że sporo ludzi z grona moich znajomych odmówiłoby takiego posiłku. Aha!
No i nowość dla mnie: przy wyjściu ze stołówki, stała miska kminu (nie mylić z
kminkiem) i każdy, wychodzący pakował sobie łyżeczkę tego do paszczy. Zdziwiony
spytałem, a po co to i dowiedziałem się, że na trawienie. Spróbowałem i
rzeczywiście świetnie robi na flaki. Kradnę ten pomysł i mam zamiar stosować w
domu. Kmin zostaje niniejszym wpisany na listę obowiązkową przypraw w
domostwie.
Powrót z pracy zajął nam około 1,5 godziny. Kierowca zawiózł nas do centrum
handlowego gdzie planowaliśmy coś zjeść i wypić. Żeby wejść do centrum
handlowego, znowu przechodzi się kontrolę jak na lotnisku. Bramki,
prześwietlanie toreb, plecaków itd. Po centrum handlowym włóczą się ochroniarze
z ostrą bronią.
Posiłek postanowiliśmy zacząć od pubu w składzie Adrian – Szwajcar, Rommel
– Filipińczyk (jak można mieć tak na imię!) i ja. Wyobraźcie sobie, że wejścia
do pubu też pilnuje uzbrojony ninja. Ceny w pubie przystępne. Do godziny 20
obowiązuje promocja: płacisz za 1, dostajesz 2. Zamówiłem dużą whisky, kelner
przyniósł mi 6. Nie mieliśmy pojęcia, dlaczego. Ale nie wyleje się przecież.
Z pubu poszliśmy do chińskiej restauracji na żarcie. Udało się
wynegocjować, żeby zrobili nam taką samą promocję jak w pubie – za cenę jednego
drinka, dostajesz dwa.
W oczekiwaniu na jedzenie, postanowiłem się odlać. No i tu okazał się
problem. Kible nie są tu zbyt łatwo dostępne. Wręcz przeciwnie. Opis dotarcia
do toalety przypominał schemat Wilczego Szańca. Kiedy w końcu dotarłem do
kibelka, okazało się, że jest płatny i opłata wynosi 20 Rupii. Haczyk był
jednak taki, że niewolnica pisuara nie chciała wziąć pieniędzy do ręki tylko
kazała mi je wrzucić do puszki i z rozbrajającym uśmiechem oznajmiła, że całe
pieniądze z tej puszki idą na cele charytatywne i że nie przewiduje się
wydawania reszty. Jako, że najdrobniejszy banknot, jaki miałem miał nominał 100,
zapłaciłem za siku ponad 5 zeta. Masakra.
Po kolacji, dobrze już zrobieni zafundowaliśmy sobie nocną przejażdżkę po
mieście w tuk-tuku. Ale jazda! Hałas, korki, spaliny, klaksony. I oddech
śmierci na karku. Niesamowite. I to wszystko za 80 Rupii. Czyli jakieś 4 złote.



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz