Chyba się
przeziębiłem. Uszy bolą, w gardle klucha, oczy pieką. A tu ni ma „antygrypiny”
żeby się leczyć. Zjem se cukierka. Na pewno nie zaszkodzi.
Taka mnie
naszła refleksja w chwili zadumy. Może to z okazji, że niedziela i że
Wszystkich Świętych. Może to od nadmiaru słońca? Nie wiem.
Otóż...
Tyle się trąbi
o upadku ludzkości, o tym jak to jesteśmy tragicznie poróżnieni, jak to
destruktywnie wpływamy na samych siebie, a przykład tego miejsca, gdzie akurat
pracuję wyraźnie zdaje się temu przeczyć.
W samym tylko
dziale inżynierii mechanicznej, pod który podlegam pracuje ponad 1600
człowieków z całego świata. Dosłownie. Wszyscy zgodnie do jednego celu.
Przypomina to budowę wieży Babel. Inżynierowie z różnych uczelni na całym
świecie sprzęgają swoje mózgi aby później instalatorzy, również z całego
świata, mogli wykonać tę robotę i postawić coś, co da, niczym mitologiczny
Prometeusz, światło ludziom na pustyni. W biurze obok mnie siedzą Koreańczycy,
Niemcy, Japończycy, Amerykanie, Hindusi a i może jeszcze jakieś inne nacje. Nie
wiem, bo nie biegam i nie pytam o paszport. Na budowie jak mróweczki uwijają
się robotnicy z trzech kontynentów. Wszyscy zgodnie w jednym celu. Mnogość
kultur, mnogość zwyczajów a mimo to animozje i niechęci są gdzieś z boku.
Bardzo budujące (dosłownie i w przenośni) doznanie.
Super wypasione
spodnie, kupione specjalnie na wyjazd przetrwały tydzień i przetarły się w
kroku. Dzisiaj muszę przetrwać do fajrantu, nie świecąc specjalnie gaciami na
budowie a od jutra w dżinsach. Czarne, wąskie dżinsy na tą pogodę? Może być
ciekawie. Karramba.
Chyba ustawię
sobie tryb na taki, jak przetestowałem wczoraj, bo się dziś dużo lepiej czuję.
Po pracy kimono na godzinę, potem prycho, kolacja i można siedzieć spokojnie do
północy. Wyspałem się w nocy lepiej i od rana jakiś taki mniej zmęczony, mimo
że czuję łamanie w gnatach i uszy bolą.
Do bujania się
po budowie mamy głównie Hyundaye SantaFe. W sumie fajne auta z jakąś dużą
benzyną pod maską jeżdżą naprawdę fajnie. Ale jak mogę wybieram Pajero Sport.
Dużo bardziej leży mi to auto. Mimo, że starsze, jakoś mi się tym lepiej
jeździ. Mógłbym takie mieć na co dzień.
Pierwszy w moim
życiu tak dziwny pierwszy listopada. Wydawało mi się, że pierwsze, samotne
Zaduszki w Irlandii to było dziwne zjawisko, ale tutaj jest dużo dziwniej. Niby
wiem, że to pierwszy listopada, że Wszystkich Świętych, ale jakoś umysł tego
nie przyjmuje ze względu na pogodę. Słońce pali, upał, czyste niebo. To nie
jest pogoda, która kojarzy się z wizytami na grobach, ziąbem i przyjemnym
zapachem wydzielanym przez płonące znicze.
Bosch! Dopiero
niedziela a ja już planuję co zrobię w weekend. Ale plan jest następujący: w czwartek po
pracy kierowca wyrzuci mnie przy centrum handlowym w drodze do domu. To jest
jakieś 2km więc po zakupach dojdę sobie pieszo do hotelu. Ciemno już będzie i
nie będzie takiej goryty. Kupię jakieś suweniry do domu. W piątek od rana
odsypianie a potem ewentualnie plażowanie z książką na basenie. Się zobaczy.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz