wtorek, 22 marca 2016

16.12.2015


No to ostatni dzień dziś nam nastał. Rocznicowy. Rocznica ślubu, rocznica opuszczenia kraju przez Dorotkę i Maćka. 
Odprawiłem się, wydrukowałem kartę pokładową. Miejsce mam to samo co ostatnio -30A. Niestety nie ma szans na samotne zajęcie całego rzędu bo samolot prawie pełen. Wszyscy wracają na święta

O 9.50 miałem jechać na uruchomienie zasilania w jednym z obiektów. Jest 10.15 i nadal czekam. Coś czuję, że do lunchu nic się nie wydarzy.

I zmęczony jestem. To chyba jest tak, że dni tygodnia się kumulują bo zawsze pod koniec 6-cio dniowej kolejki czuję się wyjechany. Potem piątek na regenerację i od nowa dzień po dniu buduje się zmęczenie.

Dzięki Bosch że nie mam takiego ciśnienia jakie ma tutaj Christoph. Koreańce nie chcą go puścić do domu. Powiedzieli, że zapłacą mu ekstra 20% za pracę na budowie i pokryją wszystkie koszty przebukowania lotów. W związku z tym biedak zamiast wrócić do domu 21-ego spotkać się ze swoją Mongołką, spakować i lecieć do Nowej Zelandii 22-ego, leci 24-ego prosto z Jeddah do Nowej. Z tym, co przywiózł tu ze sobą. Chłopak młody jest i miękki. Musi się nauczyć mówić „nie” bo go zdepczą.
No i wychodzi na to, że dzisiaj nie będzie odpalenia zasilania bo wciąż nie skończyli testów szczelności. Szkoda, że nikt mi nie powiedział o zmianie planów i zmarnowałem całe dopołudnie czekając.
Dzisiaj „wuj Matt” wysłany jest z hotelu. Pod koniec dnia oczywiście każdemu się coś przypomniało a potem było rzewne żegnanie się i nie zdążyłem wysłać. No to wysyłam teraz.

A potem włączam sobie ‘driving home for Christmas’ i zaczynam pakowanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz