Od rana
pokrapia deszcz. Niebo obniesione, więc słońce tak nie pali. Temperatura 28
stopni więc jest przyjemnie. Jeśli tylko wieje wiaterek. Jeśli na chwilę
przestaje wiać, robi się tropik. Woda z deszczu zaczyna parować i mamy saunę.
Rano dzisiaj
odwaliłem scenę z filmu „Czacha dymi” kiedy Mr. Flakfizer zaczyna i kończy swój
dzień pracy (good morning mister Flakfizer). Przeleciałem się pokazać swoją
facjatę wszystkim na budowie, usłyszałem kilkadziesiąt razy „good morning mr. boss” i wróciłem do biura. Nie ma co robić. No, jeszcze trochę pogrzebałem w
piachu za muszelkami i znalazłem sporego korala.
Witek przysłał
mi dzisiaj kopię maila w którym uzasadniają górze konieczność zatrudnienia mnie
na stanowisku „site supervisor”. Czyli
już coś się dzieje w temacie. No i na CV będzie nieźle wyglądało takie
stanowisko.
Wczoraj
skończyłem „Taniec marihuany”. Jak już się książka kończy to nie można przestać
czytać. Przez to poszedłem spać później niż zwykle a potem długo nie mogłem
zasnąć. Efekt tego taki, że przed drugą jeszcze kusiłem po pokoju a dzisiaj
oczy jakby kto piachu w nie sypał. Muszę sobie jakąś książkę ściągnąć bo dwa
tygodnie zostały a ja nie mam co czytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz