Piątek. Dzień
wolny od pracy. Obudził mnie o 8.30 telefon. Odebrałem a tam głuchy sygnał.
Szlag by trafił bo chciałem pospać a tu dupa. No to wstałem bo co tak będę
leżał. Cisza za oknem, miasto od rana wymarłe. Wieczorem dopiero zacznie
ożywać.
Uderzyła mnie
pewna rzecz. Może jestem dziwny ale uważam, te ichniejsze burki za rzecz
bardziej zmysłową niż zachodnie półnagie smarkule obnoszące się ze wszystkim
jak na tacy i wylewającym się sadłem. Zwiewne czarne tuniki są takie tajemnicze a oczy to w zasadzie
wszystko, co facet musi zobaczyć by wiedzieć o kobiecie wystarczająco dużo aby ją poślubić. W oczach jest
tak wiele.
Wczoraj w
sklepie młody Arabus potraktował mnie jak śmiecia. Ale mnie zagotował! Obsługiwał przy kasie, wyraźnie nieszczęśliwy z tego powodu. Miał może 18 lat.
Jedyne o co go poprosiłem, to, żeby sprzedał mi doładowanie do telefonu. Nie
starał się nawet zrozumieć mimo, że pokazywałem mu wszystko palcem. Zacząłem mu
cisnąć po polsku to przesunął moje zakupy i zaczął obsługiwać następnego.
Zwykle tego nie robię ale mnie tak wkurzył, że złożyłem na niego reklamację w
dziale obsługi klienta u pani Ninja. Kumata babka z bardzo ładnym angielskim.
Jakby studiowała na jakiejś brytyjskiej uczelni. Dla mnie przede wszystkim
szokiem było, że zobaczyłem kobietę w pracy
Zdecydowałem
się na spacer. Wyszukałem na googlu, że do małej zatoczki niedaleka droga,
3.8km piechotą. Miejsce wg mapy ciekawe, po drodze starówka z budynkami
stojącymi od ponad 2 tys lat, jakieś historyczne meczety, biblioteka islamska,
Red Sea Palace i takie tam. A jako cremme de la cremme grobowiec Ewy z raju.
No to idziemy. Woda i banany w plecak, aparat, krokodyle, czapeczka i biała
cieniutka koszulka, żeby nie odkitować z gorąca. Niestety nie doceniałem potęgi
upału. 20 minut marszu wystarczyło, żebym poczuł to w kościach. Miękkie nogi,
zawroty głowy, płytki oddech i mroczki. Siadłem na schodach na jakimś z
zacienionych targów. Odsiedziałem z 15 minut i postanowiłem kontynuować marsz.
Doszedłem jakoś do celu ale wypiłem prawie całą wodę jaką miałem a tu droga
powrotna. Sklepy zamknięte bo piątek. Klapnąłem nad wodą w cieniu palmy i ponad
pół godziny dochodziłem do siebie. W końcu zdecydowałem się wracać z
nastawieniem, że jeśli będzie mi kiepsko, biorę taksę i mam w dupie
oszczędzanie pieniędzy. Jakoś udało mi się wrócić. Wrażenia wizualne bezcenne.
Węchowe, niekoniecznie. Wali na zmianę rozkładającymi się śmieciami, wywalającą
kanalizą, zdechłymi kotami, albo z zatoczki zdechłymi rybami. Bo mnóstwo ich
pływa brzuchami do góry. Może dlatego, że jest piątek i też mają wolne?
Aha! A grobowiec Ewy to obecnie kawał placu wyłożonego płytami betonowymi bo jakiś król w przyćmieniu umysłu kazał to zburzyć. Ale byłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz