Od rana sauna
na dworze. Ale taka, że wszyscy lśniący od potu. Nawet Filipińczycy. Po prostu
leje się z człowieka. Do zaciągnięcia powietrza, potrzeba respiratora.
Powietrze ciężkie, że można kroić.
Przed 9 ruszył
się wiatr. Poprawiło się powietrze ale dla odmiany teraz siecze piachem, jak
batem. Szmata na pysku ratuje drogi oddechowe, ale oczy zapiaszczone. Nie ma
się jak przed tym schować bo był jest wszędzie. Momentami widoczność spada do
100 metrów. Potem przestaje wiać, wszystko opada i jest pięknie. I tak w kółko.
Na jutro
zapowiadają ciężkie ulewy i burze z piorunami i jak mówią lokalesi, tym razem prognoza się sprawdzi. Jestem ciekaw.
Muszę se
następną razą wziąć z domu jakąś szmatkę na głowę. Jeśli ma się na głowie coś,
co wchłania pot, zatoki tak nie bolą.
Inaczej pod kaskiem łeb się gotuje a potem wiatr robi swoje i zatoki ugotowane.
Tym razem wypróbuję czepek kąpielowy.
Powinien dać radę.
Coraz bardziej
się tu zaprzyjaźniam z ekipą na budowie. Coraz więcej gadek, coraz bardziej się
otwierają, opowiadają. Fajnie tak. To któryś opowiada jak jest w Indiach, inny
porówna z Pakistanem albo Uzbekistanem, Filipińczycy też zawsze coś dodadzą i
tak się gadka kręci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz