22 stopnie
rano. Niebywałe. I wicher do tego, że wszystko fruwa. Wszystkie śmieci w
powietrzu. A przez pył widoczność w mieście na maks 200 metrów. Na budowie już
nie tak. Słabszy wiatr i słońce świeci normalnie.
Wymienili mi
kierowcę. Na zdrowego. Tamten musiał się naprawdę kiepsko poczuć.
A na budowie
dzień się zaczął od napięcia. Nie wiem po co oni wprowadzają taką nerwowość ale
widać tak mają w naturze. Uparli się, żeby dzisiaj zrobić testy elektryczne i
uruchomić zasilanie budynku. O godzinie 8 wyszedłem ze spotkania mówiąc, że
potrzebuję czasu aby zapoznać się z dokumentacją i schematami. 10 minut później
wleciał Koreaniec, że jedziemy na budowę już, teraz, zaraz. A na budowie
inspektorzy od odbiorów do mnie z milionem pytań i pretensjami, że nie umiem na
nie odpowiedzieć. Pierwszy raz w życiu widziałem takie urządzenia jak są w tej
szafie i nie miałem nawet czasu, żeby zobaczyć na schematach co tam jest
wpakowane. Tak więc wielka akcja uruchomienia zasilania rozpoczęła się z hukiem
i zakończyła po pół godziny. O 13.30 mam kolejny meeting żeby już na spokojniej
zastanowić się nad planem działania i ustalić co dokładnie jest potrzebne aby
to poszło bez przeszkód.
Zmęczony jestem
coś. Tak bez powodu.
Chyba to pogoda
taka. Ciśnienie jakieś niskie musi być. Teraz się obniosło i zrobiła się
parówa. Łeb zaczął boleć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz