wtorek, 22 marca 2016

10.01.2016

Już 10 stycznia. Ale ten czas zapiernicza. 18 dni do powrotu. A ja coraz starszy.

Wczoraj o 22-ej padłem nieprzytomny a o 3 nad ranem obudziłem się wyspany i rześki. I co tu robić do rana? Dzisiaj muszę zdecydowanie przemęczyć się przynajmniej do północy inaczej znowu będę kusił nad ranem.

Na dworze rano jest tak przyjemnie, że w aucie wyłączyłem klimę. 25-26 stopni to temperatura w sam raz do życia i jak dla mnie wcale nie musi być więcej.

Nie wiem czy to kwestia innego pokoju czy choroby ale śnię. Każdej nocy śnię o czymś. Jest to dla mnie zjawisko tak nietypowe, że często się budzę i zastanawiam nad tym co się działo, czy to było realne, czy się śniło. Nie nawykłem do tego żeby mi się coś śniło.

Dzisiaj dla przykładu byliśmy na Niecałej. Dorotka, ja, ciocia Iwa, mama, dziadas. Ale mieszkanie na Niecałej położone było tak, że bezpośrednio z pokoju cioci Iwy było wyjście na plac, równo z gruntem. Nie było tej zagrody, suwereny a okna były takie balkonowe, do podłogi. Plac, porośnięty był trawą a od Grunwaldzkiej i Przybysza oddzielały go gęste zarośla. No i na tym placu leżało stado lwów. Lwy, lwice i mnóstwo młodych. Te młode pląsały po trawie a kilka tuż pod naszym oknem srało dokładnie tak samo jak sra Dexter. Dorosłe leniwie obserwowały poczynania młodych. Myśmy bardzo chcieli pogłaskać te młode i się z nimi pobawić ale moja mama ostrzegała, że lwice mogą bronić młodych i nas zaatakować. No staliśmy tam za oknem pukając w szybę i robiąc małpy żeby zainteresować młode lwiątka, które cały czas srały. Kiedy się zdecydowałem uchylić okno żeby tego srającego najbliżej nas pogłaskać, pojawiła się znikąd opiekunka lwów. Kobieta wyglądająca tak samo jak każda z telewizyjnego programu przyrodniczego o zwierzętach z Afryki: Ciężkie buty typu Camel, getry, krótkie spodnie typu bojówki ze skórzanym paskiem i koszulka polo w kolorze piasek pustyni, włożona w spodnie. Płowe włosy spięte w kucyka. Miała pejcz do egzekwowania na lwach dyscypliny. No i ta kobieta powiedziała do nas, żebyśmy nie próbowali bo pogłaskane kocię może zostać odtrącone przez matkę ze względu na zapach człowieka i zdechnąć z głodu. Więcej nie pamiętam.
Było jeszcze coś z jakimiś bandytami na Śmiałego ale tego już zupełnie nie kojarzę. Kojarzę tylko, że ci bandyci byli tacy fajni, przyjacielscy.

A z realnego świata: gościa, który załatwia pozwolenia na wjazd autem na budowę dziś znowu nie ma. Nie mam żadnego powodu żeby tłuc się autobusem bo na moich odcinkach dzieje się zupełne echo, więc znowu nuda. Idzie odkitować. Gdybym się chociaż czuł ok, to bym pojechał dla zabicia czasu a tak muszę tu ściemniać. Nie lubię bezproduktywnego marnowania czasu. Męczy mnie to bardziej niż praca. Gdybym chociaż komputer miał ustawiony tyłem do reszty biura to bym zaczął grać w jakieś gry online a tak, muszę udawać że coś robię więc dłubię w jakichś rysunkach, klepię coś w wordzie bo to nie budzi podejrzeń. 


Z tych nudów to idzie ocipieć. Kawa, fajek, siku i tak w kółko. Dzisiaj w sprawach służbowych odpowiedziałem dosłownie na 3 pytania i napisałem 2 maile. Na budowie dzieje się nic. Znaczy się nic, po co miałbym tam ruszyć swoje leniwe dupsko. Byle do 5-ej. Może jutro uda się wjechać autem na budowę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz