Już 10
stycznia. Ale ten czas zapiernicza. 18 dni do powrotu. A ja coraz starszy.
Wczoraj o 22-ej
padłem nieprzytomny a o 3 nad ranem obudziłem się wyspany i rześki. I co tu
robić do rana? Dzisiaj muszę zdecydowanie przemęczyć się przynajmniej do północy
inaczej znowu będę kusił nad ranem.
Na dworze rano
jest tak przyjemnie, że w aucie wyłączyłem klimę. 25-26 stopni to temperatura w
sam raz do życia i jak dla mnie wcale nie musi być więcej.
Nie wiem czy
to kwestia innego pokoju czy choroby ale śnię. Każdej nocy śnię o czymś. Jest
to dla mnie zjawisko tak nietypowe, że często się budzę i zastanawiam nad tym
co się działo, czy to było realne, czy się śniło. Nie nawykłem do tego żeby mi
się coś śniło.
Dzisiaj dla
przykładu byliśmy na Niecałej. Dorotka, ja, ciocia Iwa, mama, dziadas. Ale
mieszkanie na Niecałej położone było tak, że bezpośrednio z pokoju cioci Iwy
było wyjście na plac, równo z gruntem. Nie było tej zagrody, suwereny a okna
były takie balkonowe, do podłogi. Plac, porośnięty był trawą a od Grunwaldzkiej
i Przybysza oddzielały go gęste zarośla. No i na tym placu leżało stado lwów.
Lwy, lwice i mnóstwo młodych. Te młode pląsały po trawie a kilka tuż pod naszym
oknem srało dokładnie tak samo jak sra Dexter. Dorosłe leniwie obserwowały
poczynania młodych. Myśmy bardzo chcieli pogłaskać te młode i się z nimi
pobawić ale moja mama ostrzegała, że lwice mogą bronić młodych i nas
zaatakować. No staliśmy tam za oknem pukając w szybę i robiąc małpy żeby
zainteresować młode lwiątka, które cały czas srały. Kiedy się zdecydowałem
uchylić okno żeby tego srającego najbliżej nas pogłaskać, pojawiła się znikąd
opiekunka lwów. Kobieta wyglądająca tak samo jak każda z telewizyjnego programu
przyrodniczego o zwierzętach z Afryki: Ciężkie buty typu Camel, getry, krótkie
spodnie typu bojówki ze skórzanym paskiem i koszulka polo w kolorze piasek
pustyni, włożona w spodnie. Płowe włosy spięte w kucyka. Miała pejcz do
egzekwowania na lwach dyscypliny. No i ta kobieta powiedziała do nas, żebyśmy
nie próbowali bo pogłaskane kocię może zostać odtrącone przez matkę ze względu
na zapach człowieka i zdechnąć z głodu. Więcej nie pamiętam.
Było jeszcze
coś z jakimiś bandytami na Śmiałego ale tego już zupełnie nie kojarzę. Kojarzę
tylko, że ci bandyci byli tacy fajni, przyjacielscy.
A z realnego
świata: gościa, który załatwia pozwolenia na wjazd autem na budowę dziś znowu
nie ma. Nie mam żadnego powodu żeby tłuc się autobusem bo na moich odcinkach
dzieje się zupełne echo, więc znowu nuda. Idzie odkitować. Gdybym się chociaż
czuł ok, to bym pojechał dla zabicia czasu a tak muszę tu ściemniać. Nie lubię
bezproduktywnego marnowania czasu. Męczy mnie to bardziej niż praca. Gdybym
chociaż komputer miał ustawiony tyłem do reszty biura to bym zaczął grać w
jakieś gry online a tak, muszę udawać że coś robię więc dłubię w jakichś
rysunkach, klepię coś w wordzie bo to nie budzi podejrzeń.
Z tych nudów to
idzie ocipieć. Kawa, fajek, siku i tak w kółko. Dzisiaj w sprawach służbowych
odpowiedziałem dosłownie na 3 pytania i napisałem 2 maile. Na budowie dzieje
się nic. Znaczy się nic, po co miałbym tam ruszyć swoje leniwe dupsko. Byle do
5-ej. Może jutro uda się wjechać autem na budowę.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz