wtorek, 22 marca 2016

14.01.2016

Za dwa tygodnie do domu.

Spotkałem się wczoraj z Cyklopem, zaprowadziłem go żeby kupił se butki. Jak ja nienawidzę takiego kupowania, jakie on uprawiał. Przymierzał, wybierał, przebierał. Jakby kurde buty na wesele kupował a nie na budowę. Biorę pierwsze, jakie mi wpadną w oko, przymierzam czy dobre, przy czym lepiej jeśli lekko za duże, płacę wychodzę. A tego ten but lekko w piętę uciskał a tamten trochę za luźno w palcach. A jeszcze inne za ciasno kostkę opinały. No k.... mać!

W ogóle gość jest z odległego kosmosu. Zakręcony jak kłębek drutu. Gubi się w hotelu, problem z punktualnością. Logiczne myślenie też nie bardzo. Jakiś taki zamotany, niezaradny. Boję się, że któregoś dnia wsiądzie do windy i już z niej nie wysiądzie. 

Umówiłem się z nim na śniadanie o 6.30 powiedziałem – mamy 10 minut na śniadanie i potem musimy gnać na budowę bo na bramie spędzimy trochę czasu a masz szkolenie o 8. 
Przyszedł na śniadanie 6.35 rozchełstany jakby prosto spod prysznica wylazł. Zanim się ogarnął na stołówce ja już byłem po jedzeniu. A on dopiero poszedł na górę po swoje rzeczy. Jakby nie mógł z nimi przyjść od razu na śniadanie. Później musiałem dobrze gnać po drodze żeby nadrobić spóźnienie a i tak byliśmy na bramie o 7.50. Nim się przedarliśmy przez kordon ochrony była 8 czyli właśnie się szkolenie zaczynało. Poprosiłem Pana Jonsona żeby go na te szkolenie zawiózł żebym nie musiał odczuwać zażenowania w związku z wprowadzaniem spóźnialskiego i teraz tam siedzi. Ja mam chwilę spokoju.

Helmut dzisiaj ode mnie pieniądze pożyczył. Nie lubię tego. Niby sympatyczny, niby wszystko ok ale to obcy. Niby tylko 100 ale to pieniądze, które w razie czego będę musiał oddać ze swoich. Teoretycznie go rozumiem bo on mieszka na budowie i tu nie ma bankomatu więc nie ma jak wypłacić. Powiedział, że dziś wieczorem jedzie do miasta wypłacić i potrzebuje tylko na dzisiaj. Niby wszystko jest ok ale mimo to, jakoś nie lubię. Nie miałbym problemu pożyczyć zaufanym znajomym.

Ale dzisiaj jest paskudnie na dworze. Niby tylko 28 stopni ale wilgotne powietrze że aż go w płuca nie idzie zaciągnąć. Oddycha człowiek wodą.

Aha, i telefon udało mi się naprawić. Udało mi się, w przerwach między zawieszaniem się, odinstalować aktualizację, która się wczoraj zainstalowała i telefon śmiga jak nówka.

Potworna czynność – usuwałem dzisiaj Zbycha z kontaktów w telefonach. W sumie, czynność jak czynność ale powód straszny.

Teraz to mamy naprawdę przesrane – internet nawalił. Jedyna możliwa rozrywka właśnie została odcięta.

Pół godziny później...

Internet niby jest ale tak powolny że nawet maila nie idzie odebrać. To będzie długi dzień...


No i minęło jakoś. Ciapul dostarczył mi zajęcia na resztę dnia. Teraz hotel, prycho a potem jeśli będą siły pojadę pozwiedzać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz