Za dwa tygodnie
do domu.
Spotkałem się
wczoraj z Cyklopem, zaprowadziłem go żeby kupił se butki. Jak ja nienawidzę
takiego kupowania, jakie on uprawiał. Przymierzał, wybierał, przebierał. Jakby
kurde buty na wesele kupował a nie na budowę. Biorę pierwsze, jakie mi wpadną w
oko, przymierzam czy dobre, przy czym lepiej jeśli lekko za duże, płacę
wychodzę. A tego ten but lekko w piętę uciskał a tamten trochę za luźno w
palcach. A jeszcze inne za ciasno kostkę opinały. No k.... mać!
W ogóle gość
jest z odległego kosmosu. Zakręcony jak kłębek drutu. Gubi się w hotelu,
problem z punktualnością. Logiczne myślenie też nie bardzo. Jakiś taki
zamotany, niezaradny. Boję się, że któregoś dnia wsiądzie do windy i już z niej
nie wysiądzie.
Umówiłem się z nim na śniadanie o 6.30 powiedziałem – mamy 10
minut na śniadanie i potem musimy gnać na budowę bo na bramie spędzimy trochę
czasu a masz szkolenie o 8.
Przyszedł na śniadanie 6.35 rozchełstany jakby
prosto spod prysznica wylazł. Zanim się ogarnął na stołówce ja już byłem po
jedzeniu. A on dopiero poszedł na górę po swoje rzeczy. Jakby nie mógł z nimi
przyjść od razu na śniadanie. Później musiałem dobrze gnać po drodze żeby
nadrobić spóźnienie a i tak byliśmy na bramie o 7.50. Nim się przedarliśmy
przez kordon ochrony była 8 czyli właśnie się szkolenie zaczynało. Poprosiłem
Pana Jonsona żeby go na te szkolenie zawiózł żebym nie musiał odczuwać
zażenowania w związku z wprowadzaniem spóźnialskiego i teraz tam siedzi. Ja mam
chwilę spokoju.
Helmut dzisiaj
ode mnie pieniądze pożyczył. Nie lubię tego. Niby sympatyczny, niby wszystko ok
ale to obcy. Niby tylko 100 ale to pieniądze, które w razie czego będę musiał
oddać ze swoich. Teoretycznie go rozumiem bo on mieszka na budowie i tu nie ma
bankomatu więc nie ma jak wypłacić. Powiedział, że dziś wieczorem jedzie do
miasta wypłacić i potrzebuje tylko na dzisiaj. Niby wszystko jest ok ale mimo
to, jakoś nie lubię. Nie miałbym problemu pożyczyć zaufanym znajomym.
Ale dzisiaj
jest paskudnie na dworze. Niby tylko 28 stopni ale wilgotne powietrze że aż go
w płuca nie idzie zaciągnąć. Oddycha człowiek wodą.
Aha, i telefon
udało mi się naprawić. Udało mi się, w przerwach między zawieszaniem się,
odinstalować aktualizację, która się wczoraj zainstalowała i telefon śmiga jak
nówka.
Potworna
czynność – usuwałem dzisiaj Zbycha z kontaktów w telefonach. W sumie, czynność
jak czynność ale powód straszny.
Teraz to mamy
naprawdę przesrane – internet nawalił. Jedyna możliwa rozrywka właśnie została
odcięta.
Pół godziny
później...
Internet niby
jest ale tak powolny że nawet maila nie idzie odebrać. To będzie długi dzień...
No i minęło
jakoś. Ciapul dostarczył mi zajęcia na resztę dnia. Teraz hotel, prycho a potem
jeśli będą siły pojadę pozwiedzać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz