Niedziela. Nie
licząc dziś, 4 dni na budowie.
Słońce od rana
było zamglone i znowu zaczynała się parówa ale na szczęście ruszył się lekki
wiaterek od morza i powietrze się ożywiło. Pokazuje 33 w cieniu więc nie jest
najgorzej.
Dzisiaj pobiłem
chyba swój rekord – chwilę po 8 byłem na budowie. W biurze nuda, zero maili do
czytania, a Christoph akurat jechał i spytał, czy mnie podrzucić, no to się
zabrałem. Rano jest w miarę znośnie, po 12-ej już ciężko się funkcjonuje.
Myślałem dotąd,
że Filipińczycy to taka nacja bez cienia nerwów i złości, że kochają cały świat
a dzisiaj miałem okazję zobaczyć jak się wściekają, jak kłócą i wyglądało jakby
mieli się zacząć bić. Są też między nimi pewne animozje. Takie, że jedna ekipa
nie przepada za drugą itp. Jedni uważają, że robią lepiej niż inni i odwrotnie.
Czyli wszystko u nich normalnie. Jak u ludzi.
Dzisiaj na
obiad u Koreańców były między innymi ośmiorniczki smażone w cieście
naleśnikowym. Smaczne. Ale obok ośmiorniczek było coś, co mnie przeraziło.
Wyglądało jak smażone pasikoniki. Ale, wziąłem sobie i tego trochę na talerz,
żeby spróbować. Jak się okazało były to smażone w chili orzechy włoskie i
orzechy nerkowca z dodatkiem malutkich rybek Anchovy. Odetchnąłem z ulgą jak
zobaczyłem, że to rybki ale pasikonika i tak bym spróbował jakby był.
Zauważyłem, że
kiedy zaczyna mnie boleć głowa, a boli w zasadzie codziennie, najlepsze co mogę
zrobić, to nie brać pigułkę tylko napić się pół litra wody. Znaczy łeb boli z
odwodnienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz