wtorek, 22 marca 2016

07.01.2016

Trzecia tura
No i jestem znowu. Pierwsze wrażenia po wylądowaniu? Papa się śmieje od ucha do ucha. Po prostu bawią mnie te śmieszne ludziki. Podekscytowani jakby od tego, czy wezmą Twoją walizkę i zarobią 5 ryjów zależało ich życie. To samo na postoju taksówek. Wszystko biegiem, wszystko krzykiem. Pełna ekscytacja bo jest klient na kurs! Ja chyba lubię to miejsce.
Mam pokój na pierwszych piętrze. Znacznie lepszy standard za to absolutny brak widoku z okna. Ale okno się otwiera!
widok z okna hotelowego pokoju

Niestety coś mnie lot zdrowotnie zmęczył. To są chyba zatoki. Wali mi z nosa i gardła ropa, cały czas czuję lekką gorączkę i napierdala łeb. W nocy nie mogłem spać, od 4.30 na nogach. Szkoda, bo nie pozwala mi to cieszyć się tutejszą pogodą. A pogoda jak na razie jest super 28-30 stopni, przyjemny wiaterek. Jakby tak było cały rok, byłby to pogodowy raj na ziemi.

Dzisiaj pierwszy raz kierowałem autem. I jestem zaskoczony. Z pozycji kierowcy wygląda to wszystko znacznie mniej przerażająco niż dla pasażera. A miałem niezły test bo musiałem przejechać z lotniska na budowę. Ponad 80km przez zakorkowane miasto i potem przez pustynię. W międzyczasie pierwsze tankowanie bo wypożyczalnia dała mi auto z pustym zbiornikiem. Ale to są jaja. Pełen zbiornik wachy i niecałe 4 funty a do tego butelka wody gratis.

No i sama fura, też warta wspomnienia. Bestia i demon w jednym. Toyota Yaris 1.4 automat! Rozpędza się to jak nasza stara Astra. Znaczy, że wciśnięcie pedału gazu powoduje wyłącznie wzrost hałasu we wnętrzu ale zupełnie nie odczuwa się przyspieszenia. Natomiast idzie to nieźle rozbujać, bo na pustyni dociągnąłem do 170 i można by dalej gdybym się nie bał.  No i klima jest -najważniejsze. I radio gra arabskie jęki.

Niestety auto musiało zostać na bramie bo nie mam przepustki na wjazd na budowę. Ale mam nadzieję dziś ją załatwić i już od soboty będę mógł się bujać po budowie jak szeryf.
Na budowie, zaskoczenie – serdeczne przywitanie jakby wrócił dobry przyjaciel z dalekiej podróży. Co chwila ktoś podchodzi, wita się, pyta jak było itd. Niespotykane w Europie.


A i jeszcze mi się przypomniało coś, co dawno miałem napisać – taksówki. Cenę za kurs taksówką negocjuje się tutaj przez wejściem do auta. Potem już pozamiatane. Tyle ile zaśpiewa kierowca, tyle trzeba zapłacić. Żaden taksometr, żadne tam „za kilometr”. A przed kursem - mówisz dokąd chcesz jechać a on mówi, za ile Cię zawiezie. Jak się obie strony zgadzają, dochodzi do transakcji. Ciekawe, co?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz