poniedziałek, 8 kwietnia 2019

2019-04-02


Arabia Saudyjska ponownie. Po trzech latach przerwy. Wbrew wszystkiemu, co mówię i piszę, gdzieś tam mam sentyment do tego kraju. Wbrew wszystkiemu, co słyszycie, tu naprawdę jest więcej wolności niż w Europie, kobiety traktuje się z szacunkiem a Arabowie są całkiem sympatyczni, jeśli przełamać pierwszą barierę ich opryskliwej powierzchowności.
Ale najpierw kilka faktów na temat samej podróży:
Lot z Birmingham do Dubaju. Pierwszy mój lot piętrowym samolotem! Pierwsze wrażenie – wow, schody w samolocie, a potem te same niewygodne krzesełka i mordęga przez ponad 7 godzin. Jako plus – w zestawie filmów pokładowych całkiem spora kolekcja filmów polskich i z polskim lektorem.
Potem z Dubaju do Dammam a na końcu 80km samochodem do Dżubajl. Lot do Dubaju był opóźniony, więc nie zdążyli załadować mojej walizki i w Dammam zostałem z plecaczkiem, w który pakuję tylko rzeczy niezbędne do podróży, czyli dokumenty, słuchawki i Kindle.
W hotelu byłem o 5 nad ranem, około 10-ej otrzymałem esemesa, że walizka do odbioru.
W drodze na lotnisko i z powrotem, miałem trochę czasu, żeby się poprzyglądać tej części Arabii. No i nie wiem… albo ja jestem już przywykły do pewnej „egzotyki” krajów azjatyckich, albo ta część KSA jest zdecydowanie ciekawsza. 

Po pierwsze – widziałem już w ciągu pierwszych kilku godzin twarze kobiet. Kobiety za kierownicą. Ba! Widziałem nawet stopy jednej obute w całkiem seksowne szpileczki. Poza tym, ludzie jeżdżą tutaj jakoś tak, jakby bardziej przepisowo. No i trąbią naprawdę rzadko. Pierwsze „bip” usłyszałem dopiero drugiego dnia. Stacje benzynowe przypominają te, znane z Europy a nie, jak w okolicach Jedah, rowy wygrzebane w piasku z postawionymi dystrybutorami na korbkę. Mniej śmieci, więcej zieleni, chłodniej, jakoś tak, lepiej po prostu.
Oczywiście, wcale to nie znaczy, że jest dobrze. Bo nie jest. Ale jest tu zdecydowanie mniejsze zacofanie niż w prowincjach zbliżonych do Mekki. Potwierdza do tylko moją teorię, że religia uwstecznia. Niezależnie jaka, uwstecznia i już.

Z przykładów typowych dla tej części świata:
Hotel "Golden Tulip" widok od strony remontowanej plaży
- drogi rozryte bez oznakowania,
- śmieci zalegające drogi nikogo nie dziwią (do śmieci zaliczyć można np.: stare znaki drogowe, zdechłą kozę, rozbitego pickupa z czerwonym napisem z tyłu treści: Toyota lub Nissan),
- hotel z czterema gwiazdkami, który przynajmniej trzy z nich komuś podiwanił, gdzie żarcie podłe w kosmicznych cenach, tapety odchodzą od ścian a łóżko najprawdopodobniej miało służyć za katafalk tylko je przykryli prześcieradłem i dali mi do spania. No i dużo, dużo innych atrakcji.

Miejsce, gdzie pracuję to rafineria. Jeśli ktoś kiedyś był w Płocku i miał możliwość zobaczyć Orlen od środka, to ma pojęcie o jego ogromie. Otóż proszę sobie wyobrazić teraz szachownicę, w której jednym, malutkim poletkiem jest cały Orlen. Taka to mniej więcej skala. W Orlenie, między zakładami ludzie poruszają się pojazdami po całkiem szerokich uliczkach. Na terenie Sabic, między zakładami ulice nie mają nazw tylko numery. I tak ulice dwucyfrowe to drogi po trzy (słownie: 3!) pasy w każdą stronę a podrzędne drogi trzycyfrowe mają po dwa pasy w każdym kierunku. No kolos! Drogi z jednym pasem ruchu w każdym kierunku są dopiero na poszczególnych zakładach a i tam odległości są takie, że regularnie kursują po nich autobusy wahadłowe. Jako, że Arabia Saudyjska to kraj „przyjazny” sąsiadom, jak i wielu innym krajom na świecie, wszędzie stoją transportery opancerzone, wojsko z długą bronią, przy każdej bramie, zapory i strzelnice. Żeby wjechać na zakład, trzeba przejść przez trzy kontrole. Jak się zresztą okazuje średnio szczelne, bo zupełnie nieświadomie, udało mi się wnieść i wynieść kilka zakazanych przedmiotów, jak laptop, latarka, e-cygaret. I to przez dwa dni z rzędu. Mój „opiekun” dzisiaj zbladł, jak zobaczył, co wyciągam z plecaka w biurze. Jakby, co najmniej, wskoczył tutaj prosto ze średniowiecza i pierwszy raz zobaczył notebooka.
Przede mną jeszcze piętnaście dni. Co będzie, jak będzie – zobaczę. W piątek mój „opiekun” ma mnie zabrać na czynną plażę, bo ta, na której stoi mój hotel, jest w remoncie. Poważnie – plaża w remoncie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz