Arabia Saudyjska ponownie. Po trzech latach przerwy. Wbrew wszystkiemu, co
mówię i piszę, gdzieś tam mam sentyment do tego kraju. Wbrew wszystkiemu, co
słyszycie, tu naprawdę jest więcej wolności niż w Europie, kobiety traktuje się
z szacunkiem a Arabowie są całkiem sympatyczni, jeśli przełamać pierwszą
barierę ich opryskliwej powierzchowności.
Ale najpierw kilka faktów na temat samej podróży:
Lot z Birmingham do Dubaju. Pierwszy mój lot piętrowym samolotem! Pierwsze
wrażenie – wow, schody w samolocie, a potem te same niewygodne krzesełka i
mordęga przez ponad 7 godzin. Jako plus – w zestawie filmów pokładowych całkiem
spora kolekcja filmów polskich i z polskim lektorem.
Potem z Dubaju do Dammam a na końcu 80km samochodem do Dżubajl. Lot do
Dubaju był opóźniony, więc nie zdążyli załadować mojej walizki i w Dammam
zostałem z plecaczkiem, w który pakuję tylko rzeczy niezbędne do podróży, czyli
dokumenty, słuchawki i Kindle.
W hotelu byłem o 5 nad ranem, około 10-ej otrzymałem esemesa, że walizka do
odbioru.
W drodze na lotnisko i z powrotem, miałem trochę czasu, żeby się
poprzyglądać tej części Arabii. No i nie wiem… albo ja jestem już przywykły do
pewnej „egzotyki” krajów azjatyckich, albo ta część KSA jest zdecydowanie
ciekawsza.
Po pierwsze – widziałem już w ciągu pierwszych kilku godzin twarze
kobiet. Kobiety za kierownicą. Ba! Widziałem nawet stopy jednej obute w całkiem seksowne szpileczki.
Poza tym, ludzie jeżdżą tutaj jakoś tak, jakby bardziej przepisowo. No i trąbią
naprawdę rzadko. Pierwsze „bip” usłyszałem dopiero drugiego dnia. Stacje
benzynowe przypominają te, znane z Europy a nie, jak w okolicach Jedah, rowy wygrzebane
w piasku z postawionymi dystrybutorami na korbkę. Mniej śmieci, więcej zieleni,
chłodniej, jakoś tak, lepiej po prostu.
Oczywiście, wcale to nie znaczy, że jest dobrze. Bo nie jest. Ale jest tu
zdecydowanie mniejsze zacofanie niż w prowincjach zbliżonych do Mekki.
Potwierdza do tylko moją teorię, że religia uwstecznia. Niezależnie jaka,
uwstecznia i już.
Z przykładów typowych dla tej części świata:
![]() |
| Hotel "Golden Tulip" widok od strony remontowanej plaży |
- drogi rozryte bez oznakowania,
- śmieci zalegające drogi nikogo nie dziwią (do śmieci zaliczyć można np.:
stare znaki drogowe, zdechłą kozę, rozbitego pickupa z czerwonym napisem z tyłu
treści: Toyota lub Nissan),
- hotel z czterema gwiazdkami, który przynajmniej trzy z nich komuś
podiwanił, gdzie żarcie podłe w kosmicznych cenach, tapety odchodzą od ścian a
łóżko najprawdopodobniej miało służyć za katafalk tylko je przykryli
prześcieradłem i dali mi do spania. No i dużo, dużo innych atrakcji.
Miejsce, gdzie pracuję to rafineria. Jeśli ktoś kiedyś był w Płocku i miał
możliwość zobaczyć Orlen od środka, to ma pojęcie o jego ogromie. Otóż proszę
sobie wyobrazić teraz szachownicę, w której jednym, malutkim poletkiem jest
cały Orlen. Taka to mniej więcej skala. W Orlenie, między zakładami ludzie
poruszają się pojazdami po całkiem szerokich uliczkach. Na terenie Sabic,
między zakładami ulice nie mają nazw tylko numery. I tak ulice dwucyfrowe to
drogi po trzy (słownie: 3!) pasy w każdą stronę a podrzędne drogi trzycyfrowe
mają po dwa pasy w każdym kierunku. No kolos! Drogi z jednym pasem ruchu w
każdym kierunku są dopiero na poszczególnych zakładach a i tam odległości są
takie, że regularnie kursują po nich autobusy wahadłowe. Jako, że Arabia
Saudyjska to kraj „przyjazny” sąsiadom, jak i wielu innym krajom na świecie,
wszędzie stoją transportery opancerzone, wojsko z długą bronią, przy każdej
bramie, zapory i strzelnice. Żeby wjechać na zakład, trzeba przejść przez trzy
kontrole. Jak się zresztą okazuje średnio szczelne, bo zupełnie nieświadomie,
udało mi się wnieść i wynieść kilka zakazanych przedmiotów, jak laptop,
latarka, e-cygaret. I to przez dwa dni z rzędu. Mój „opiekun” dzisiaj zbladł,
jak zobaczył, co wyciągam z plecaka w biurze. Jakby, co najmniej, wskoczył
tutaj prosto ze średniowiecza i pierwszy raz zobaczył notebooka.
Przede mną jeszcze piętnaście dni. Co będzie, jak będzie – zobaczę. W
piątek mój „opiekun” ma mnie zabrać na czynną plażę, bo ta, na której stoi mój
hotel, jest w remoncie. Poważnie – plaża w remoncie.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz