2016-03-30
No i znowu lecę
do Jeddah. Jutro mam lot. Dzisiaj parę spraw w biurze. Lot miał być we wtorek,
będzie w czwartek. Zorganizowane wszystko w typowo angielskim stylu. Lot miał
być z Londynu, będzie z Birmingham. Miał być bezpośredni, będzie z przesiadką
we Frankfurcie. Po prostu „Wielka improwizacja” jak u Mickiewicza. W drodze
powrotnej, będzie podobnie. Lecę przez Frankfurt. Plus taki, że wcześniej będę
w domu. Samolot ląduje o 12.35 a nie o 13.30 jak w przypadku Heathrow no i z
Birmingham mam godzinę jazdy a nie ponad 2 jak z Heathrow.
Ale po co ja
tam jadę, tego nie wiem. Moja część roboty jest w zasadzie zakończona. Ciąg
dalszy nastąpi za około trzy miesiące. W tej chwili wyłącznie Ciapul ma robotę,
żeby uruchomić to wszystko w trybie automatycznym. Tydzień po moim przylocie ma
się pojawić na budowie Gareth i mityczny Arab z Jordanii, który zatrudniany jest od
października i który ponoć właśnie zaczął pracować. Zobaczymy.
Pobrałem
zaliczkę, wydrukowałem karty pokładowe i rezerwację hotelu. Dostałem paczkę
klunkrów dla Ciapula. Wszystko gotowe, można lecieć.
![]() |
| Airbus A330-300 we Frankfurcie |
2016-04-01
Prima aprillis.
Piątek a więc
dzień wolny. Wczorajsza podróż dużo ciekawsza niż dotychczasowe. Lufthansa
lepsza niż British Airways, lot odbywał się w ciągu dnia a więc nie było
zarwanej nocy. Dobrze było.
Na lotnisku w Jeddah kolejka do kontroli paszportowej jakiej
jeszcze nie widziałem. Prawie 2 godziny od wylądowania zajęło mi wyjście z
lotniska. Nie znalazłem taksówkarza hotelowego więc musiałem wziąć lokalnego.
Oczywiście zdarł ze mnie prawie 2x tyle ile normalnie kosztuje taksówka ale co
tam. Jechał za to tak jakby mnie wiózł na porodówkę a nie do hotelu. Korki jak
cholera a ten slalomem dochodząc momentami do 100km/h. Naprawdę myślałem, że
nie przeżyję tej podróży. Ale udało się.
Muszę jeszcze przyznać, że stewardesy
z Niemiec były zdecydowanie bardziej miłe niż angielskie. I nawet ładniejsze.
Wiem, że to oksymoron –ładna Niemka. I większość z nich gdyby obstrzyc na
krótko, zmyć makijaż i dodać trochę zarostu wyglądałaby jak faceci ale mimo to
uważam, że były ładniejsze od angielskich.
![]() |
| Widoczek z hotelowego okna |
I na koniec
Prima aprilis, Coco zrobiła nam psikusa. Nie wiem co się mogło stać ale pod
wieczór zaczęła wymiotować i srać krwią. Cały dzień była osowiała a na koniec
dnia taki myk. Maciek w Londynie na robocie, ja u Arabów. Dorota na szczęście
dała radę zamówić taksę, która zgodziła się ją wziąć z psem do weta. U weta
obadali i wykluczyli infekcję wirusową. Jedyne co mogło jej się stać to
mechaniczne uszkodzenie przewodu pokarmowego. O tyle to dziwne, że jednocześnie
z obu stron leciała krew. Jeśli uszkodziłaby przełyk albo ściany żołądka krew
byłaby w wymiocinach a w kupie już przetrawiona. Natomiast jeśli uszkodzenie
byłoby w jelitach, nie wymiotowałaby krwią. Możliwe jednak, że połknęła coś tak
ostrego, że jednocześnie uszkodziło jej i żołądek i jelita. Dostała bidula
zastrzyki przeciwwymiotne i przeciwbiegunkowe. Dostała szprycę z elektrolitów i
antybiotyk. Do domu Dorotka dostała też dla niej antybiotyk w tabletkach i
elektrolity. Mamy obserwować i utrzymywać delikatną dietę (ryż i kurczaczek).
Jako ciekawostkę, wspomnę, aby wkłuć się z igłą Coco trzymały cztery osoby. I ledwo
ją utrzymały. Tak, ona jest naprawdę cholernie silna.
Trzymamy kciuki
za zdrowie Cocoszki.



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz