U
zarania, nie na samym początku, ale niedługo po, wszystko było pianą. Pianą,
prapianą energii i materii. Zaraniem wszystkiego, co znamy dzisiaj. Piana ta
musowała, falowała, pęcherze pękały, oddzielały się i wędrowały w nieznane.
Jeden z takich właśnie pęcherzy oddzielił się od macierzy i rozpoczął swą
samotną wędrówkę przez nicość. Niesiony swą nieświadomą energią szybował tak
kilkaset milionów lat a relacje między materią jego powłoki a energią ją
utrzymującą słabły. Słałby do tego momentu aż materia postanowiła rozwieźć się
z energią i pęcherz pękł. W miejscu, którym dokonały rozdziału postanowiły
osiąść. Cząstki powłoki pęcherza rozpierzchnięte na miliardy elementów zbudowały swój wszechświat. Energia kondensując
się do jednego punktu zamieniła się w światło, materia w wodę. Wiodły tak
spokojny żywot przez kolejnych kilka milionów lat. Lecz i to im się
uprzykrzyło. Postanowiły, światło i woda, urozmaicić swój świat. Światło i woda
zapragnęły potomka. Postanowiły nazwać go życie. Eksperymentowały przez wieki
bez sukcesu. Życie raz stworzone gasło momentalnie. Światło zaczął winić za tą
sytuację wodę i odwrotnie. Każde z nich z osobna próbowało stworzyć coś co
miało być ich potomkiem. Nic z tego. Energia nie potrafiła nadać życiu
materialnej powłoki, materia tworzyła wyłącznie martwe bryły. Załamane zaczęły
użalać się nad własną dolą. Zapłakały, zadumały się na milion lat aż razu
pewnego wpadły na pomysł. Aby stworzone raz w materialnej powłoce życie trwało,
potrzebuje aby dostarczać mu energii. Innymi słowy potrzebuje strawy! Przetwarzając
energię w materię będzie budować masę odnawialną.
Wspólnym wysiłkiem stworzyły więc mleko. Mleko stanowiące podłoże wszystkiego. Mleko dające
pożywienie i energię życiu. Mleko idealne zestawienie energii i materii. Pomysł
okazał się fenomenalny.
Natychmiast
na mleku zaczęły rosnąć różne rośliny. Piękne bujne, różnokolorowe. Stwórcy byli szczęśliwi. Mleko jako podłoże wszystkiego sprawdzało się genialnie. Aby
ograniczyć przestrzennie swój świat nadały mleku kształt jaki znały najlepiej –
okrągłej bańki. Bańki mleka na której rosły rośliny. I była piękna.
Ale
i to nie wystarczyło im do szczęścia. Kiedy ich świat pływający w mleku
rozwinął się nad wyraz pięknie, kiedy cała powierzchnia mleka spowita była
kolorowym kobiercem matka i ojciec stwierdzili, że ich świat jest nudny. Piękny
acz nudny. Pożałowali, że stworzone przez nich życie nie komunikuje się z nimi.
Owszem – jest wdzięczne i miłuje ich ale nie ma możliwości komunikowania się.
Zapragnęli więc prarodzice stworzyć formę inteligentną. A że nie mieli w tym
żadnego doświadczenia nie udało im się to zbytnio. Stworzyli człowieka. Ludzkie
szczenię. Pokochali go jednak z całej swej mocy. Dziecko jednak mocno
niedoskonałe pełne było złych cech. Było niewdzięczne, niezadowolone, pełne
pychy i buty. Gniewało się na swoich rodziców o cokolwiek, niszczyło świat,
narzekało, że nie chce pić wyłącznie mleka. A w końcu zaczęło zarzucać coraz to
gorsze rzeczy rodzicom.
-
Kim wy dla mnie jesteście? Czemu jesteście
tak inni, czemu tak doskonali? Czemu ja jestem tak ułomny? Dlaczego
ograniczyliście mnie tym ułomnym ciałem? Czemu mój umysł jest tak słaby? Czemu
w swej nieograniczonej łasce nie możecie mi dać tego, czego naprawdę
potrzebuję? Uczucia. Dlaczego dając mi zmysł dotyku pozbawiliście mnie
możliwości dotykania was? Czuję twoje ciepło ojcze, czuję twój chłód mamo. Nie
mogę się jednak do was przytulić. Kim wy dla mnie jesteście?
Srogo
zamartwiali się rodzice. Sytuacja z roku na rok pogarszała się, tak jak
wzrastała gorycz i żałość dziecka. Dręczyła go samotność, brak urozmaicenia a
stagnacja powodowała w psychice człowieka głęboką depresję, co jeszcze bardziej
utrudniało komunikację pradziecka z prarodzicami. Kiedy czara goryczy bliska
była przelaniu, wystarczyła jedna kropla aby tego dokonać. Tą kroplą były słowa
wypowiedziane przez malca podczas jednej z kłótni z rodzicami. Powiedział on
wtedy – Dość już mam tego świata, nudy i marazmu. Dość mam rodziców, których
nie ma. Jeśli mam żyć tak dalej wolę odejść na zawsze. Przestać istnieć. Jako
daliście mi życie tak mi je teraz odbierzcie.
Ojciec
rozsierdził się strasznie. Złość jego spowodowała iż światło na świat zaczęło
padać z siłą dotąd niespotykaną. Paliło roślinność ale i przypiekało mleko. Na
powierzchni mleka powstała czarna popękana skorupa. Twarda i raniąca stopy.
Matka widząc to zapłakała a miliony jej łez przez tysiąclecia padały na świat
tworząc kałuże a potem jeziora morza i oceany. Świat nie wyglądał już tak jak
dawniej. Dziecko jednak dalej wyzywało swoich rodziców. Dalej plugawiło ich za
cierpienia jakich doznaje będąc uwięzionym samotnie w cielesnej powłoce na tym
nudnym świecie. Wtedy ojciec rzekł: Za swą niewdzięczność synu, za twe bluźnierstwo
zostaniesz ukarany. Życie Twoje odtąd będzie trwało tyle ile dotychczas
mgnienie twojej powieki. Ciało twoje będzie się zmieniać w trakcie życia niczym
roślina. Od ziarna począwszy przez bezradną i kruchą do starej i wyschniętej aż
obumrzesz i przestaniesz istnieć. Żeby spełnić twoje prośby i uczynić twe życie
ciekawym stworzę tysiące innych na twoje podobieństwo. Będziesz walczył z
chłodem, głodem i chorobami. Będziesz walczył ze współbratymcami o żywność i wodę. Taka była twoja wola, taką ją spełniam. Odbiorę Ci
też pamięć lat minionych abyś nie mógł już więcej plugawić mego imienia. Abyś w
ogóle zapomniał, że istniałem. Jeśli kiedyś ty, lub któryś z potomków twych
przypomni sobie o mnie, być może będę dla niego łaskawy.
Po
czym zabrał malcowi jaźń, głos i władze cielesne. Upadło niemowlę w wodę nad
którą stało i zaczęło tonąć. Nieświadome niczego. Widząc to matka woda,
ulitowała się nad potomkiem i w tajemnicy przed ojcem stworzyła kobietę. Pramatkę.
Praopiekunę, pranianię. Ewa wyciągnęła dziecko z wody wytarła i zajęła się
nim z nadaną jej czułością i troską.
Przystawiła do piersi i nakarmiła tym, czym cały świat żywił się od zarania –
mlekiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz