niedziela, 3 kwietnia 2016

02.04.2016


Pierwszy dzień po powrocie na budowie i co? Novum. Nie mam co robić. Świat się kręci do przodu, wszystko idzie swoim torem, Koreańce w czarnej dupie i nic dla mnie do roboty. Mogę oczywiście nadzorować załadunek żywic, ale po co? Chłopacy wiedzą dokładnie jak to robić. Wykonywali tę czynność już kilkanaście razy. 
I tak to właśnie zarządza potencjałem ludzkim moja firma. Wywalone kilkaset na loty, ponad tysiak na hotel plus kolejne kilka stów na wyżywienie i transport. Ja marnuję czas a płacą mi za pobyt tutaj podwójnie. Mógłbym w tym czasie pracować w Anglii, przynosić zyski firmie a firma oszczędziłaby na tym kilka tysięcy funtów. Ale po co? Zbyt skomplikowane dla niektórych. A czemu marudzę? Bo wolałbym teraz jeździć na moto i spędzać czas z rodziną niż nudzić się na pustyni pośród moskitów i średnio przyjemnie pachnących Azjatów.


Ciekawe zjawisko pogodowe mieliśmy po drodze do hotelu. Wyjeżdżaliśmy z budowy około 17-ej i termometr pokazywał 35 stopni. Było bardzo pochmurno i duszno. Chwilę później złapała nas ulewa. Pompa jak oberwanie chmury. Potoki pieniącej się wody na ulicach. Temperatura spadła do 24 stopni. A po następnej chwili, dosłownie po 5-ciu minutach, nawałnica zamieniła się w zadymkę piaskową i temperatura znowu podskoczyła do 34 stopni. Jak wyglądało auto, które mokre wjechało w zadymkę z piachu, nie muszę chyba opisywać. Ale najbardziej mnie ta huśtawka temperatur zadziwiła. W ciągu niecałym piętnastu minut o dziesięć stopni w dół i w górę. W Jeddah nikt o deszczu nie słyszał, ani kropli. 

Coco wciąż słaba ale nie wymiotuje i nie sra. Leki, jak się wydaje, działają. Będzie dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz