Miejsce akcji: jakieś pole gdzieś w Indiach
Czas akcji: równie dobrze może to być 3000 lat p.n.e. jak i wczoraj
Bohaterowie: Stasiu i Romek (w wolnym tłumaczeniu), siedzą po turecku na
polu w pełnym słońcu.
Później wieśniak Wacek i dwie stare wieśniaczki.
S: Grzeje dzisiaj.
R: No.
S: wczoraj też tak grzało
R: No. Przedwczoraj też.
S: Fakt.
Nastaje 15 minut milczenia.
S: Ty a słyszałeś, że Kazia spod czwórki tygrys zjadł?
R: Żartujesz, kiedy?
S: Będzie już ze trzy miesiące temu. Poszedł nazbierać kokosów i jak
schodził z palmy to na dole czekał na niego tygrys. No to Kaziu cisnął kokosa
tygrysowi, żeby się najadł, ale pudłował i trafił tygrysa w czoło. Tygrys się
wściekł i zjadł Kazia.
R: O cholera! Gruba sprawa. I co teraz? Jak się czuje Kaziu?
S: Czuje się zjedzony. Nie ma Kazia. Chociaż jak tak patrzę na tę kozę od
Nowaków to ona trochę mi Kazia przypomina.
R: Musi dusza Kazia się błąkała i wcieliła się w kozę.
S: Reinkarnacja
R: Nie, dziękuję, jestem hetero.
15 minut ciszy
R: Stachu, a co zrobiliście z wdową po Kaziu, ona taka teges była, co nie?
Fajna w sensie?
S: Fajna, nie fajna, ale używana. Nikt takiej nie chciał, bo się bali, że
coś po Kaziu mogą złapać.
R: Racja. No to, co zrobiliście?
S: Spaliliśmy ją.
R: Pieprzysz?! To tak się robi z wdowami?!
S: Teraz już tak. Stary, mówię Ci, jaka impra była. Musisz przyjść na
palenie następnej.
R: Będę na bank, tylko daj znać.
S: Spoko. Puszczę ci sygnał.
15 minut ciszy później.
S: Głodny jestem.
R: W czym problem? Obok masz mango, tutaj banany, cebula a tam kokosy.
S: Tak, tylko mi się tak wygodnie siedzi, że nie chce mi się wstawać, może
ty byś mi nazbierał czegoś do jedzenia?
R: Mógłbym, ale mi też się nie chce ruszać.
S: No widzisz.
5 minut milczenia.
S: Ale jak tak siedzę i to słońce mnie tak grzeje to czuję jakby mi
przekazywało swoją energię.
R: Też tak mam. To skoro ono przekazuje energię to nie musimy jeść,
będziemy czerpać ze słońca.
S: Zaje pomysł! Posiedźmy i się najedzmy słońcem.
R: Swoją drogą takie słońce musi być, co najmniej bogiem, żeby dawać tyle
energii.
S: Na pewno jest. Nazwijmy go Surja
R: Czemu Surja?
S: Bo ja się tam urodziłem a też jestem boski.
Kilka godzin później. Słońce, czyli Surja, chyli się ku zachodowi i powoli
zbliża się bogini nocy o imieniu Ratri. Ratri, bo to panieńskie nazwisko
teściowej Stasia.
R: Stachu, w głowie mi się kręci
S: To dobrze. Znaczy, że masz już dużo energii.
R: Aha
S: Jutro też się najemy słońca. I tak codziennie. Świetna sprawa ten bóg
Surja. Nic nie trzeba robić a on Ci daje energię. Wystarczy się na niego
patrzeć.
R: No…Stachu, czy mi się wydawało, czy ten słoń coś przed chwilą
powiedział?
S: Słoń? Przecież słonie nie mówią?
R: Widocznie ten jest jakiś boski. Bo słyszę jak mówi. I tańczy.
S: Aha. Mówi jakby – ganiej się. Coś takiego.
R: No. To na pewno bóg. Nazwijmy go Ganesa.
S: Jak dla mnie może być. O rany, ale się objadłem tym słońcem. Aż mnie
głowa rozbolała. Chyba się zaraz zwymiotuję.
Przechodzi obok starszy rolnik o imieniu Wacek i zagaduje:
W: Co to tu za heca? Co tak siedzicie?
S: Właśnie skończyliśmy ucztę. Żywiliśmy się słońcem.
W: I co, to działa?
S: I to jak. Chcesz popróbować z nami, to zapraszam. Zaczynamy jutro
godzinę po wschodzie słońca. Przyprowadź znajomych.
W: Hmm, w sumie to mieliśmy jutro wpaść do Joga na gimnastykę. Ale
gimnastyką się nie najemy no i zmęczyć się można.
S: Gimnastykę? Bez sensu. A co to ta gimnastyka Joga?
W: Nasz wioskowy pastuch nudził się wypasając krowy i wpadł na pomysł, że
jak dotyka stopą ucha to energia z ucha przepływa mu do stóp i mniej go nogi
bolą. Polecam. Jog wymyślił jeszcze, że jak wygnie się odpowiednio żeby dotknąć
głową dupy, zamknie krąg energii i w ogóle nie będzie potrzebował jeść. I teraz
codziennie próbuje.
S: Wolę Surja.
W: Co?
S: Surja. Bóg słońca, który daje nam strawę i energię do życia.
W: Aha. No to chyba jutro wpadniemy do was, bo ostatnio na wizycie u Joga wystawiłem
sobie bark.
S: Zapraszamy. Start jutro, godzinę po świcie.
Dzień następny. Niecała godzina po wschodzie słońca. Wokół Romka i Stasia,
tłumy wieśniaków siedzących po turecku i wyczekujących w podnieceniu strawy.
Jakieś wieśniaczki rozmawiają:
W1: Pani kochana, ja nie wiem jak to tak dalej będzie. Do znachora to się
teraz 2 miesiące czeka w kolejce.
W2: Tak, tak. Kiedyś tego nie było.
S: Cisza wszyscy. Proszę nie przerywać. Zaczynamy ucztę!
Kurtyna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz