Szósty tydzień w Indiach. I jestem zmęczony. Zmęczony tymi ludźmi. Zbyt
zmęczony, aby nawet wynotowywać spostrzeżenia.
Nie widzę dla nich nadziei. Oni są jak w jakimś letargu. Otępiali, zmuleni.
Wierzą w te swoje zabobony i chwalą tysiące bałwanów, bo najłatwiej wytłumaczyć
wszystko siłami nadprzyrodzonymi czy wolą bożą a do myślenia zdolne są tu
wyłącznie jednostki. Ciekawe jest, że te pojedyncze wyspy intelektu na oceanie
bezmózgowia są naprawdę wybitne. Nie spotkałem tutaj przeciętniaka takiego, jak
ja. Są albo ludzie wprawiający mnie w osłupienie swoim intelektem albo tacy,
którzy wprawiają mnie w osłupienie swoją głupotą. Nic pomiędzy.
Według mnie to
miejsce na Ziemi utonie, prędzej czy później, pod stertami śmieci, inteligentne
jednostki zostaną kupione przez światowe koncerny a tłuszcza zacznie zalewać
resztę świata. Jak wirus niosąc brud, śmieci, biedę i choroby. Do tej pory
uważałem, że kolebką brudu i śmieciarzy jest Bliski Wschód. Nic bardziej
mylnego. Według mnie brud i śmieci do Arabów przywlekli ze sobą Hindusi.
Nie ma
chyba w moim odkrywaniu świata większego rozczarowania niż to związane z
poznawaniem Indii. Od dziecka wydawało mi się, że to kraj starożytnej kultury,
wiedzy niedostępnej dla zachodu, alternatywnej medycyny i orientalnej
sztuki. A tym czasem to kraj ludzi o mentalności neandertalczyków, zacofany i
dziki. Być może przedstawiciele wyższych kast są ludźmi światłymi i
wyedukowanymi. Być może mają maniery i tradycje. Ale takich tu nie spotkałem.
To, z czym spotykam się na co dzień to bieda, zacofanie i pierwotne instynkty.
Zabić żeby przetrwać, zaspokoić swoje potrzeby choćby siłą -mam tu na myśli
dziesiątki gwałtów dziennie, jakich dokonuje się w Indiach, ukraść, jeśli nie
można kupić a praca na końcu.
Inshallah w sobotę w nocy polecę do domu na miesiąc i może nabiorę dystansu
do tego, co zobaczyłem. Na razie jednak moja opinia o tym narodzie nie jest
pochlebna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz