piątek, 23 lutego 2018

2018-02-22

Kilka słów o tutejszej administracji. Ostrzegano mnie już w Anglii, że Indie to połączenie dwóch najgorszych systemów administracyjnych: angielskiego bałaganu i chińskiej biurokracji. Anglicy wprowadzili tutaj swoje zasady administracyjne a przez lata ewoluowało to do kolosalnej machiny urzędniczej, gdzie bogiem jest pieczątka.
Samo załatwianie wizy trwało ponad miesiąc a moje aplikacje zostały odrzucone pięciokrotnie z błahych powodów typu literówka w adresie na rachunku za wodę. Wiedziałem, że lekko nie będzie, ale wizę w końcu dostałem.
Pomimo posiadania wizy biznesowej, wszyscy przebywający na terenie Indii powyżej 14 dni, zobowiązani są się tutaj zameldować. Jeśli nie zamelduje się w określonym czasie, w określonym urzędzie, nie można legalnie opuścić kraju do momentu dopełnienia obowiązku. Niby nic strasznego. Ale procedura jest tak skomplikowana, a tempo pracy urzędników takie, że 14 dni to ułamek czasu potrzebny na załatwienie tej sprawy.
nasz służbowy złom
Potrzebne jest pismo od osoby/firmy zapraszającej do Indii, wypełniony specjalny formularz, jeśli to wiza biznesowa, kontrakt między ubiegającym się o meldunek i podmiotem, dla którego się pracuje, potwierdzenie adresu z hotelu i zdjęcie paszportowe.
Rommel, robi sobie przedłużenie meldunku, w związku z wydłużonym pobytem tutaj i jest już 20 dni po terminie a sprawa wciąż nie jest załatwiona. Za każdy kolejny dzień spóźnienia liczą karę finansową. Rommel był już dwa razy w urzędzie i raz na komisariacie i wciąż nic.
Jest tutaj cztery miesiące, przedłuża meldunek już drugi raz i dopiero tym razem ktoś się dopatrzył, że w papierach nie ma dowodu, iż firma, z którą ma podpisany kontrakt, płaci mu jakieś pieniądze. Oczywiście firma mu nie płaci, bo płaci mu jego pracodawca z Singapuru a z Indiami rozlicza się fakturą. Ale urzędnik się uparł, zażądał wyciągu z konta Rommela i aplikacja została wstrzymana (na szczęście, bo mogła zostać odrzucona i wtedy wszystko od nowa). Rommel dostarczył wyciąg z konta singapurskiego i teraz czeka na dalszy rozwój wydarzeń.
W moim przypadku przez pierwsze 10 dni, Ovivo Indie kompletowało stosowne dokumenty, potem kilka dni czekali na papiery z hotelu i już 14-ego dnia złożyli je w urzędzie, po czym już dwa dni później przyszła odpowiedź, że nazwisko na aplikacji nie zgadza się z nazwiskiem na potwierdzeniu z hotelu (literówka). Efekt? Aplikacja odrzucona, trzeba zaczynać od nowa.
Dzisiaj jest 17-ty dzień mojego tutaj pobytu, skończyłem przydzieloną mi pracę i teoretycznie mógłbym już nawet wrócić do domu, ale nie mogę, bo nie mam meldunku. Jestem ogromnie ciekaw ile zajmie załatwienie tych formalności i ile razy będę musiał odwiedzić urząd meldunkowy i komisariat zanim dostanę ten stempelek na papierze.

W międzyczasie dowiedziałem się, że bez zameldowania da się wyjechać z Indii i to tylko takie straszonko, ale już się tu nie wjedzie ponownie. Bo figuruje się w ichnim systemie, jako ten, który nie dopełnił obowiązku meldunkowego i za nic sobie ma prawo obowiązujące w Indiach. 
Tak się wypełnia dokumenty w Indiach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz