czwartek, 1 sierpnia 2019

Reklamówki nie-wielokrotnego użytku.


Kilka dni temu oglądałem fragment jakiejś relacji znad Bałtyku. Sezon urlopowy w pełni, pogoda dopisuje, więc Polacy szturmem ruszyli na wybrzeże. Słusznie. Sam uwielbiam Bałtyk i nasze piękne plaże.
Niestety, jak wynikało z reportażu, te plaże już takie piękne nie są. Wczasowicze zostawiają tony odpadków. Ilość śmieci rośnie lawinowo. Nie pomagają kampanie społeczne, zwiększone środki na usuwanie odpadów, ludzie i tak śmiecą coraz bardziej. 
Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale okazuje się, że jednym z większych problemów są pety. Duże śmieci łatwo wychwycić podczas wygrabiania plaży, co wszystkie już gminy czynią dość regularnie. Natomiast, żeby wychwycić pety, trzeba przesiewać piach. Nierealne. A pety trują bardziej niż plastik. Pomijam kwestię zapachu, ale zawierają tysiące rakotwórczych i ogólnie trujących związków, które wsiąkają w piach a potem spłukiwane są do morza. Jeden pet w skali morza nie robi problemu. Ale już 30 tysięcy palaczy plażujących (co nie jest liczbą przesadzoną) wzdłuż polskiego wybrzeża jednego dnia zaczyna działać na wyobraźnię. Każdy niech spali 10 papierosów, mamy 300 000 niedopałków jednego dnia. Załóżmy, że sezon był wyjątkowo udany i trafiło się nam 50 dni plażowych danego lata. Sięgamy liczby 15mln petów w sezonie z samej tylko Polski. To już stanowi problem.
Dlatego warto pomyśleć o ekologii, nie tylko w sposób, w jaki myślą o niej eko-oszołomy oglądani w telewizji. Mam na myśli tych okupujących drzewa by chronić larwy komara kaukaskiego albo „donkiszotowe” akcje Green Peace. To raczej śmieszy niż zachęca do brania udziału w obronie planety. Myślę raczej o tym, żebyśmy pomyśleli jak lubimy spędzać urlop, weekend, wolny czas. W jakich warunkach pracuje nam się lepiej, jakich nie tolerujemy. Każdy zgodzi się ze mną, że wygodniej wypoczywa się na pachnącej zielonej trawce, czy rozgrzanym słońcem złotym piasku, niż na wysypisku śmieci. Warto o tym pomyśleć wyrzucając kolejnego peta na plaży.
We wspominanym programie pokazany był też chłoptaś, który ze śmieci, które leżały na brzegu w 10 minut zbudował sobie ponton do plażingu wodnego. Powiązał jakieś patyki i plastikowe butelki sznurkami i ponton z recyclingu gotowy. Nie piszę o tym, żeby chwalić pomysł za eko-ponton, bo to nie był ponton ekologiczny. Te śmieci tam nadal zostaną. Piszę o tym, żeby uświadomić skalę śmieci zalegających nasze plaże.
I w tym ekologicznym duchu dochodzę do sedna mojej wypowiedzi, czyli tego, co mnie wkurzyło.
W całej tej ekologicznej propagandzie, kampaniach społecznych, edukacji chodzi wyłącznie o zmianę nastawienia. O myślenie o sprawach podstawowych. Nie interesujmy się fabryką zrzucającą tony ścieków – nie mamy na to wpływu, zajmą się tym odpowiednie służby. My się skupmy na codzienności i na drobiazgach, które sami możemy naprawić. Taką rzeczą są na przykład siatki-reklamówki. Świat już dawno zorientował się, że generujemy ich absurdalne ilości i że pozostaną one na długo po tym, jak nasza cywilizacja legnie w gruzach. I z tego to powodu, zaczęto wprowadzać opłaty za reklamówki w sklepach. Żeby zniechęcić ludzi do brania ich, jak popadnie. Następnym krokiem było zachęcanie klientów  do stosowania siatek wielorazowego użytku. Zadziałało. Coraz więcej ludzi na świecie chodzi na zakupy ze swoimi siatkami. W Anglii działa to tak, że siateczkę zakupuje się raz i jeśli się zniszczy, można ją wymienić na nową za darmo. Fajne. Przynosisz starą, bierzesz nową. Nikt nie pyta o rachunek, gwarancję czy inne idiotyzmy.
Natomiast dzisiaj w polskim Tesco dowiedziałem się, że oficjele tej sieci są mentalnie w wiekach średnich. Siatki wielorazowego użytku, owszem, są. O wymianie starej, na nową nie wspominam, bo nie wymagam zbyt wiele. Tymczasem moja żona została dzisiaj zaatakowana przez ochronę, za próbę kradzieży siatki, którą przyniosła sama ze sobą. Przy kasie samoobsługowej, zaczęła pakować towar do siatki wyjętej dopiero, co z torebki i to wystarczyło. Rozmowa przebiegała mniej więcej tak:
- Pani musi nabić na kasę tę torbę zanim pani do niej zapakuje towar.
- Ale to moja torba, przyniosłam ją ze sobą.
- Nie widzę naklejki
- Jakiej naklejki? Gdzie jest informacja, żeby oklejać wcześniej zakupione torby?
- Nie ma, ale to oczywiste. Inaczej każdy może sobie wejść, wziąć torbę twierdząc, że z nią przyszedł.
- Poważnie? Pan nie żartuje? Spodziewa się pan inwazji złodziei toreb? Przecież na pierwszy rzut oka widać, że moja reklamówka jest używana, poprzecierana i powyciągana.
…. - tutaj było trochę bezsensownych przepychanek, po czym pan Security powiedział:
- Dobrze, niech już pani idzie, ale następnym razem proszę pamiętać, żeby zgłosić każdą wnoszoną reklamówkę.
No cycki opadają. Ze świstem, bach na glebę. Boże, czy Ty to widzisz?! Czy Ty to widzisz?! Oklejanie reklamówek wielorazowego użytku? A może mam mieć zestawy zakupowe i do np. Aldiego jeździć z siatkami Kauflandu a do Kauflandu z siatkami Tesco, żeby nie być posądzonym o kradzież?
Powiem tylko tyle – Panie menadżerze Tesco, któryś wydał tak idiotyczne rozporządzenie swoim podwładnym, puknij się Pan w łeb!


1 komentarz:

  1. Czytałam to, jak fajną opowieść.
    Fajne pióro, czy tam bardziej klawisze.
    Nie zmienia to faktu, że miło się to czyta.

    OdpowiedzUsuń