Popołundie z poezją:
Gdzieś w arabskim
dzikim kraju
Pośród smrodu
czosnku z curry
Dzieją rzeczy się, o
raju!
Wprost, po prostu,
nie do wiary!
A dzisiaj to mnie jeden Arab wnerwił i to na poważnie.
Z natury jestem osobą opanowaną i introwertyczną ze sporadycznymi
eksplozjami furii. Moje furie są jednak jak eksplozja C4, jest wielkie bum i w
ułamku sekundy cisza. Tylko trzeba poczekać aż pył osiądzie. Nie jestem też
osobą bezczelną i pyskatą, raczej widzę siebie, jako człowieka pokornego i
ustępliwego.
Jakim, więc cudem udało się temu Arabowi wywołać we mnie nerw i bezczelność
jednocześnie? Pojęcia nie mam, może trafił na mój zły dzień? A może właśnie na dobry?
A było to tak…
W drodze do pracy mijamy codziennie uzbrojone punkty kontrolne. Myślę, że
są one na wypadek, gdyby pokojowa manifestacja nauczycieli żądających podwyżek,
planowała się wyrwać poza miasto. Tak przypuszczam.
No i dzisiaj na tym punkcie kontrolnym trafił się jakiś burak z kałaszem. Zwykle
kontrola przebiega przyjaźnie i bardzo szybko. Oczywiście na tyle, na ile przyjaźnie może odbyć się kontrola ze skierowanymi w człowieka lufami karabinów maszynowych.
Ten dzisiejszy "ranger" miał chyba za dużo czasu. Po
zatrzymaniu, zaczął sprawdzać papiery, mój paszport przejrzał ze 3 razy w jedną
i drugą stronę. Potem zaczął coś nawijać po Arabsku do Pakola. Siedziałem
cicho, bo mnie nie interesuje, o czym oni sobie tam chrząkają. Po chwili
zorientowałem się, że Arab gada coś do mnie a mina Pakola jest nietęga. Arabus
coraz to podnosił głos i machał mi przed nosem dokumentami. Najpierw grzecznie
powiedziałem mu po angielsku, że nie rozumiem arabskiego i się uśmiechnąłem.
Burak, nie przestał jednak wrzeszczeć i machać moimi papierami. Z jego
chrząknięć i chrumknięć wyłapałem kilka razy słowo „muslim”. A więc o to ci
chodzi kozoje… a… nieważne -pomyślałem. Już lekko zgrzany, zacząłem do niego po polsku: Nie
wiem, o co ci gościu chodzi, nie jestem żadnym muslimem, jestem tu do pracy.
W końcu Arab się poddał i wykrzyczał do mnie po angielsku: Where from,
where from?!
Odpowiedziałem ze stoickim spokojem: From Poznan.
On na to: Poz… what? What is?
Ja: Poznan, a city.
On: Where is? Where is?
Ja: 170km from Sieradz
On: Aaa, ok, ok, ok. Go. – powiedział rzucając papierami i kiwnął, żeby jechać.
Jak widać metropolie, takie jak Sieradz, znane są na całym świecie.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz