poniedziałek, 15 kwietnia 2019

2019-04-14 + poezja w bonusie


Popołundie z poezją:


Gdzieś w arabskim dzikim kraju
Pośród smrodu czosnku z curry
Dzieją rzeczy się, o raju!
Wprost, po prostu, nie do wiary!

Dziękuję za uwagę. 

A dzisiaj to mnie jeden Arab wnerwił i to na poważnie.
Z natury jestem osobą opanowaną i introwertyczną ze sporadycznymi eksplozjami furii. Moje furie są jednak jak eksplozja C4, jest wielkie bum i w ułamku sekundy cisza. Tylko trzeba poczekać aż pył osiądzie. Nie jestem też osobą bezczelną i pyskatą, raczej widzę siebie, jako człowieka pokornego i ustępliwego.
Jakim, więc cudem udało się temu Arabowi wywołać we mnie nerw i bezczelność jednocześnie? Pojęcia nie mam, może trafił na mój zły dzień? A może właśnie na dobry?
A było to tak…
W drodze do pracy mijamy codziennie uzbrojone punkty kontrolne. Myślę, że są one na wypadek, gdyby pokojowa manifestacja nauczycieli żądających podwyżek, planowała się wyrwać poza miasto. Tak przypuszczam.
No i dzisiaj na tym punkcie kontrolnym trafił się jakiś burak z kałaszem. Zwykle kontrola przebiega przyjaźnie i bardzo szybko. Oczywiście na tyle, na ile przyjaźnie może odbyć się kontrola ze skierowanymi w człowieka lufami karabinów maszynowych. 
Ten dzisiejszy "ranger" miał chyba za dużo czasu. Po zatrzymaniu, zaczął sprawdzać papiery, mój paszport przejrzał ze 3 razy w jedną i drugą stronę. Potem zaczął coś nawijać po Arabsku do Pakola. Siedziałem cicho, bo mnie nie interesuje, o czym oni sobie tam chrząkają. Po chwili zorientowałem się, że Arab gada coś do mnie a mina Pakola jest nietęga. Arabus coraz to podnosił głos i machał mi przed nosem dokumentami. Najpierw grzecznie powiedziałem mu po angielsku, że nie rozumiem arabskiego i się uśmiechnąłem. Burak, nie przestał jednak wrzeszczeć i machać moimi papierami. Z jego chrząknięć i chrumknięć wyłapałem kilka razy słowo „muslim”. A więc o to ci chodzi kozoje… a… nieważne -pomyślałem. Już lekko zgrzany, zacząłem do niego po polsku: Nie wiem, o co ci gościu chodzi, nie jestem żadnym muslimem, jestem tu do pracy.
W końcu Arab się poddał i wykrzyczał do mnie po angielsku: Where from, where from?!
Odpowiedziałem ze stoickim spokojem: From Poznan.
On na to: Poz… what? What is?
Ja: Poznan, a city.
On: Where is? Where is?
Ja: 170km from Sieradz
On: Aaa, ok, ok, ok. Go. – powiedział rzucając papierami i kiwnął, żeby jechać.
Jak widać metropolie, takie jak Sieradz, znane są na całym świecie. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz